![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Rozumiem, Panowie, że o to Wam chodziło:
A teraz uczciwe na poważnie małe podsumowanie. Poświęciłem prawie rok czasu, żeby to wszystko zrobić i zmontować, a tu nawet na zdjęciu nie da się tego dobrze wyeksponować...
Z własnej ciekawości - robiąc ten fragment modelu – cały czas odkreślałem sobie w zeszycie, ile elementów składowych wyjdzie na wyposażenie wnętrza tej kabiny, stawiając kreski na wykazie części, które należało zrobić. Bo jedna „część” to np. „tablica przyrządów pokładowych”, ale składa się z wielu elementów, gdy robi się to samemu. Przyjąłem taką definicję, że jeden element to jakiś fragment detalu wyposażenia, który trzeba było oddzielnie wykonać = jedna kreska. W myśl tej „definicji” np. pojedynczy przewód instalacji elektrycznej do silnika wycieraczki umieszczonego na ramie oszklenia przedniego składał się z ośmiu elementów: siedmiu zapinek mocujących do ścianki i ramy oraz „przewodu właściwego”, czyli cienkiego włoska wyciągniętego termicznie z kawałka ramki plastikowej. Nie liczyłem tych elementów, które musiałem powtarzać, gdy za pierwszym razem nie wyszły.
Okazało się, że wnętrze kabiny składa się 39 321 takich „elementów”. Liczenie kresek zajęło mi ponad godzinę.
Pytanie, czy było warto? Rok pracy. Niektórzy w tym czasie zrobili... no przynajmniej jeden porządny model. A ja dopiero jestem na etapie „dziobka” do Mi-6. Ale tej frajdy, jaką miałem, gdy cała składanka wpasowała się na swoje miejsca, nie osiągnąłbym z gotowymi częściami (nawet gdyby już je ktoś wyprodukował). No i metoda zastosowania kolorowego plastiku do drobnych elementów - myślę, że się sprawdziła. A jak jest naprawdę, czas pokaże.
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.