[MPG] DKW Na Zamówienie nr 350
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
Gratuluję Edmundzie cudnej dioramki oraz dziękuję za piękną opowieść. Całość jedyna w swoim niepowtarzalnym rodzaju
Te londyńskie malunki śmiało mogłoby zrobić kilka osób, które znam. Niektóre miałem za przewodnika w samochodzie - na skrzyżowaniu pokazywały palcem w lewo mówiąc " o tu, tu... teraz trzeba skręcić w prawo"
Też żeście tą wilbrę wyciągnęli z pradziejów... Pół dnia teraz chodzi za mną jakieś wspomnienie z nią związane, którego nie mogę sobie przypomnieć. To chyba była farba do skóry i coś nią zmalowałem: czy to przemalowałem na inny kolor jakieś nowe glanc-buty co mi matka kupiła, czy jakąś kurtkę skórzaną... Coś tą wilbrą zmalowałem i potem mnie skóra na tyłku piekła
Pozdrowienia dla sroczek, Spita i gawiedzi wszelkiej.
Te londyńskie malunki śmiało mogłoby zrobić kilka osób, które znam. Niektóre miałem za przewodnika w samochodzie - na skrzyżowaniu pokazywały palcem w lewo mówiąc " o tu, tu... teraz trzeba skręcić w prawo"
Też żeście tą wilbrę wyciągnęli z pradziejów... Pół dnia teraz chodzi za mną jakieś wspomnienie z nią związane, którego nie mogę sobie przypomnieć. To chyba była farba do skóry i coś nią zmalowałem: czy to przemalowałem na inny kolor jakieś nowe glanc-buty co mi matka kupiła, czy jakąś kurtkę skórzaną... Coś tą wilbrą zmalowałem i potem mnie skóra na tyłku piekła
Pozdrowienia dla sroczek, Spita i gawiedzi wszelkiej.
Moje modele: archiwum
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Cześć Syzyfie. No to już jest nas trzech, co to w skórę dostawało od rodzicieli. Ciekawe czy jeszcze ktoś się do tego przyzna...
Trzeba jednak powiedzieć, że te baty nie poszły na marne. W końcu rodzice wychowali nas na porządnych modelarzy, he, he...
Co do wilbry, to faktycznie zatytulowana była jako farba do obuwia. U nas w Koszalinie było widac po butach kto sobie ją kupił i użył - było bardzo kolorowo tuż nad trotuarem... Była nawet taka jedna, co to jeden but miała żółty, a drugi czerwony (w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku była to absolutna awangarda). Mój kolega Andrzej ukuł wtedy nazwę nowej barwy - krwista żółć... Miał talent. W końcu też był modelarzem (samoloty budował i zostało mu to do dziś... ).
A u Ciebie Syzyfie co.... Jak tam Emilka? Dałbyś popatrzeć na tę zgrabność totalną... Niektórzy tu zaczynają przebierać nogami...
P.S.: Kamaratan też już skończony, ino czekam na jakieś dobre warunki do zrobienia fotek. Na pewno będą do przyszłej środy...
Trzeba jednak powiedzieć, że te baty nie poszły na marne. W końcu rodzice wychowali nas na porządnych modelarzy, he, he...
Co do wilbry, to faktycznie zatytulowana była jako farba do obuwia. U nas w Koszalinie było widac po butach kto sobie ją kupił i użył - było bardzo kolorowo tuż nad trotuarem... Była nawet taka jedna, co to jeden but miała żółty, a drugi czerwony (w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku była to absolutna awangarda). Mój kolega Andrzej ukuł wtedy nazwę nowej barwy - krwista żółć... Miał talent. W końcu też był modelarzem (samoloty budował i zostało mu to do dziś... ).
A u Ciebie Syzyfie co.... Jak tam Emilka? Dałbyś popatrzeć na tę zgrabność totalną... Niektórzy tu zaczynają przebierać nogami...
P.S.: Kamaratan też już skończony, ino czekam na jakieś dobre warunki do zrobienia fotek. Na pewno będą do przyszłej środy...
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
[MPG] DKW Na Zamówienie nr 350
Syzyf napisał:
Pewnie młodzież (jeśli tu zagląda) nie połapie nic z tych wilbrowych tematów, ale starsi może się uśmiechną – nie do tamtych czasów, ale do własnej młodości – Misia z okienka – który powiedział na antenie, że ma wszystkie dzieci w dupie, do Telewizyjnego Klubu Czterech Pancernych, co to rozdawał hełmofony, i wreszcie do wspomnień o kupowaniu spod lady Skrzydlatej (albo Morza – dla okrętowców, lub Motoru –dla tych, co na kółkach) i oczywiście Modelarza, Planów Modelarskich i Małego Modelarza oraz pierwszych plastików z RUCH-u i importu z NRD. Nawiasem mówiąc Mały Modelarz powinien dostać jakiś wielki medal, bo przecież wychowało się na nim tylu znakomitych ludzi, że dziś to jest nie do powtórzenia. To był niesamowity fenomen tamtych czasów. Pamiętam, że o ostatni egzemplarz wycinanki Jaka, który był w osiedlowym kiosku, pobiłem się z sąsiadem tak, że pani z kiosku wezwała milicję. Sprawa skończyłaby się fatalnie, gdyby nie to, że nasz dzielnicowy... też kleił modele. Zarekwirował sporną wycinankę i tylko rodzicom zakablował o zajściu. Wspólna niedola (lanie) i wspólny wróg (dzielnicowy) nas pogodziły. Spuściliśmy mu w zemście powietrze z Junaka.
Młodzież niech się nie dziwi takim wspominkom – po czterdziestce też będziecie tak mieli. Tylko co będziecie wspominać - pierwsze komórki, „ajpody” i Trumpetery? Pewnie coś sobie znajdziecie, co będzie równie zabawne dla Was, jak dla nas zapachy Wilbry, Tri i Butaprenu.
He! he! Za moich bardzo młodych lat to się nie w skórach chodziło, lecz w ortalionowych „szwedkach”. Na plecach takich kurtek młodzież malowała stylizowany wizerunek Jimiego Hendrixa (to był absolutny szpan). Ponieważ miałem trochę zdolności plastycznych to kumplom malowałem tego Jimiego na tych kurtkach. Oczywiście wszyscy dostawaliśmy wpiernicz za „zniszczenie” ubrania, ale przyjmowaliśmy to z godnością. Potem byliśmy bardziej patriotyczni i Jimiego zastąpił Czesio Niemen kopiowany z takiej czarno czerwonej okładki. Czesio był wtedy oficjalnie uważany za wyjące beztalencie przez starszych znawców-melomanów, a przez trochę młodszych za „awangardowego muzyka”. Zaiste miał rację, że dziwny był ten świat....farba do skóry i coś nią zmalowałem: czy to przemalowałem na inny kolor jakieś nowe glanc-buty co mi matka kupiła, czy jakąś kurtkę skórzaną...
Pewnie młodzież (jeśli tu zagląda) nie połapie nic z tych wilbrowych tematów, ale starsi może się uśmiechną – nie do tamtych czasów, ale do własnej młodości – Misia z okienka – który powiedział na antenie, że ma wszystkie dzieci w dupie, do Telewizyjnego Klubu Czterech Pancernych, co to rozdawał hełmofony, i wreszcie do wspomnień o kupowaniu spod lady Skrzydlatej (albo Morza – dla okrętowców, lub Motoru –dla tych, co na kółkach) i oczywiście Modelarza, Planów Modelarskich i Małego Modelarza oraz pierwszych plastików z RUCH-u i importu z NRD. Nawiasem mówiąc Mały Modelarz powinien dostać jakiś wielki medal, bo przecież wychowało się na nim tylu znakomitych ludzi, że dziś to jest nie do powtórzenia. To był niesamowity fenomen tamtych czasów. Pamiętam, że o ostatni egzemplarz wycinanki Jaka, który był w osiedlowym kiosku, pobiłem się z sąsiadem tak, że pani z kiosku wezwała milicję. Sprawa skończyłaby się fatalnie, gdyby nie to, że nasz dzielnicowy... też kleił modele. Zarekwirował sporną wycinankę i tylko rodzicom zakablował o zajściu. Wspólna niedola (lanie) i wspólny wróg (dzielnicowy) nas pogodziły. Spuściliśmy mu w zemście powietrze z Junaka.
Młodzież niech się nie dziwi takim wspominkom – po czterdziestce też będziecie tak mieli. Tylko co będziecie wspominać - pierwsze komórki, „ajpody” i Trumpetery? Pewnie coś sobie znajdziecie, co będzie równie zabawne dla Was, jak dla nas zapachy Wilbry, Tri i Butaprenu.
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
- zxcvbnm1971
- Posty: 413
- Rejestracja: pn lut 13 2006, 23:31
Nie wiem czy to była wilbra, ale jak się nią pomalowało np. opony samolotu (bo czarną miałem) to złaziła w postaci takich miękkich, jakby gumowych płatków. Zawsze tak koślawo łaziłem, że mi się w butach obcasy ścierały od zewnętrznej krawędzi. I raz jako że buty były jak nowe tylko obcasy zniknęły, zdobyło się gdzieś stosowną gumę grubości około 5 milimetrów i po sklejeniu kilku warstw i wycięciu z tego obcasów przykleiliśmy je do butów. Był jednak mały problem, gdyż guma miała kolor coś jakby pomiędzy turkusem a niebieskim. Społeczeństwo było wówczas mniej tolerancyjne i takie kolorowe obcasy podobnie jak np. kolczyk w uchu u faceta budziło podejrzenia co do orientacji bynajmniej nie politycznej. Na szczęście od wujka szewca wysępiłem czarną farbę, którą pomalowałem obcasy o potem usiłowałem malować opony, jednak efekt był słaby. A w tyłek tak porządnie to dostałem raz za wagary, reszta przypadków, choć było ich dużo, nie zapadła mi w pamięć jak na twardziela przystało. Podobno zawsze byłem odporny na ból i we wczesnych czasach podstawówki troszkę na mnie bicie pokrzywą działało (patent Ś.P. babci). Później i na to się uodporniłem
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Andrzeju, Ty to umiesz przywoływać wspomnienia...
Siedzę sobie raz i gazetkę sobie czytam. Krzychu do mnie:
- Tato, jakich znasz dobrych gitarzystów?
- Rockowych takich?
- Nooo...
No to lecę:
- Clapton, Beck, Lee, Page, Slash...
- A Jimi Hendrix...?
- Noo, ten to chyba można powiedzieć bardzo dobry...(powiedziałem to wkurzony na samego siebie, że o nim kurde zapomniałem... ). A co podoba Ci się?
- Fajnie gra. Tak nieziemsko. (Krzychu miał wtedy jakieś 15 lat... )
I chłopak zaczął grać, zafascynowany Jimim, na gitarze. Oczywiście zaczął od "Hey Joe", a potem już poleciało... I płyty kompletował... Z tego co zauważyłem, to najczęściej katował "First Rays Of The New Rising Sun". I Andrzeju również hołdował koszulkom, tyle że już gotowcom. Do dzisiaj mu zostało. Oto dowód, fotka zrobiona w czerwcu ubiegłego roku w Sopocie:
Potem zaprzestał gry na gitarze, którą zamienił na dwa kręciołki z mikserem i puszczał od czasu do czasu muzyczkę w klubach trójmiasta:
Jeszcze o "Małych Modelarzach". Mieliśmy taką paczkę w Koszalinie, że jak któryś dojrzał w kiosku, to puszczał wici. I wtedy się zaczynało. Bieganina od kiosku do kiosku, żeby zdobyć. Jak trafiłeś za szóstym kioskiem, to miałeś fart. A w końcu jak dopadłeś, to takich wypieków się dostawało, że prośba ojca o rękę córki, to pryszczycho tak maluteńkie, że ze świecą byś nie znalazł... Z tego "Małego Modelarza" był jeszcze jeden pożytek (poza jego sklejaniem, ma się rozumieć) - Koszalin się znało jak własną kieszeń, a konkurs ze znajomości sieci kiosków, to chyba wygrałoby się nawet z dyrektorem "RUCHU", he, he...
To wszystkiego najlepszego, jadę nad rzekę...
Siedzę sobie raz i gazetkę sobie czytam. Krzychu do mnie:
- Tato, jakich znasz dobrych gitarzystów?
- Rockowych takich?
- Nooo...
No to lecę:
- Clapton, Beck, Lee, Page, Slash...
- A Jimi Hendrix...?
- Noo, ten to chyba można powiedzieć bardzo dobry...(powiedziałem to wkurzony na samego siebie, że o nim kurde zapomniałem... ). A co podoba Ci się?
- Fajnie gra. Tak nieziemsko. (Krzychu miał wtedy jakieś 15 lat... )
I chłopak zaczął grać, zafascynowany Jimim, na gitarze. Oczywiście zaczął od "Hey Joe", a potem już poleciało... I płyty kompletował... Z tego co zauważyłem, to najczęściej katował "First Rays Of The New Rising Sun". I Andrzeju również hołdował koszulkom, tyle że już gotowcom. Do dzisiaj mu zostało. Oto dowód, fotka zrobiona w czerwcu ubiegłego roku w Sopocie:
Potem zaprzestał gry na gitarze, którą zamienił na dwa kręciołki z mikserem i puszczał od czasu do czasu muzyczkę w klubach trójmiasta:
Jeszcze o "Małych Modelarzach". Mieliśmy taką paczkę w Koszalinie, że jak któryś dojrzał w kiosku, to puszczał wici. I wtedy się zaczynało. Bieganina od kiosku do kiosku, żeby zdobyć. Jak trafiłeś za szóstym kioskiem, to miałeś fart. A w końcu jak dopadłeś, to takich wypieków się dostawało, że prośba ojca o rękę córki, to pryszczycho tak maluteńkie, że ze świecą byś nie znalazł... Z tego "Małego Modelarza" był jeszcze jeden pożytek (poza jego sklejaniem, ma się rozumieć) - Koszalin się znało jak własną kieszeń, a konkurs ze znajomości sieci kiosków, to chyba wygrałoby się nawet z dyrektorem "RUCHU", he, he...
To wszystkiego najlepszego, jadę nad rzekę...
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
[MPG] DKW Na Zamówienie nr 350
Cyt:
He, he, he! To samo chciałem powiedzieć odnośnie Twoich postów. W wątku o katamaranie (piszę to tu, bo już następnego wątku nie chcę Ci zaśmiecać) wspomniałeś „Dziadka” Maciejewskiego, a ja zaraz sobie przypomniałem innego „Dziadka” - Stanisława Katzera i jego książeczki Mikromodele i Mikroflota. Oj! Ta pierwsza szczególnie mnie „zainspirowała”. Dla mnie wtedy to było „odkrycie” niezwykłe – że jest jakiś facet w Polsce, który robi takie miniaturki statków i okrętów - co to wprawdzie nie pływają - ale książkę napisać o nich można! To dla mnie było ważne, bo wtedy już zacząłem robić „samoloty z plastiku, które nie latają” no i w modelarni to się trochę ze mnie naśmiewali (że to niby nie jest „prawdziwe” modelarstwo, że szkoda na to czasu, bo tymi plastikami w zawodach nie można startować etc.). No to ja im tę książkę Katzera pod nos podtykałem i mówiłem że skoro w okrętach są klasy dla „niepływających”, to kiedyś i na takie miniaturowe samoloty – jak te moje - ktoś „wymyśli” zawody. Gdy „trochę wydoroślałem”, to już i zawody były i sam zacząłem pisać o „nie latających” modelach lotniczych. Takie - czasami przypadkowe - sytuacje powodują, że w człowieku coś zaskoczy, zazębi się na amen i potem okazuje się, że na całe życie mu to zostaje, a niekiedy powoduje „znamienne skutki”. Zdarza się tak dzięki różnym takim znakomitym „Dziadkom” - facetom umiejącym w jakiś sposób „pokazać”, że modelarstwo może być tak wielką pasją, iż można mu dorosłe życie poświęcić i cały czas „bawić się” nim. I TO JEST PIĘKNE! Nieprawdaż?Andrzeju, Ty to umiesz przywoływać wspomnienia...
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Jest pięknie Andrzeju, jest. Jak cię bakcyl złapie, nie puści... Kiedyś moja córuś (Oleńka jej jest...) powiedziała, że największą dla mnie karą byłoby pozbawić możliwości budowy modeli... Jej matka próbowała swego czasu wprowadzić ideę latorośli w czyn i..... przegrała, o czym można się przekonać m.in. na tym forum...
Mogę zrezygnować z wędkowania, mogę z telewizji, mogę z działki, z tyskiego i wszystkiego innego, ale z modelarstwa i czytania książek - nigdy...
A książki Pana Katzera mam, Andrzeju. Zostały wydane, wraz z wielu innymi ciekawymi pozycjami, w ramach biblioteki "Morza". Dawno temu stanowiły podwaliny waloryzowania wszelkiej maści modeli (pomysły Pana Stanisława można było zastosować nie tylko przy budowie okrętów). Dzisiaj chyba już nie wytrzymałyby konkurencji z tym, co niektórzy forumowicze, łącznie z Tobą, prezentują na różnych forach modelarskich - świat poszedł do przodu, nie tylko w dziedzinie malowania jaj (wielkanocnych, ma się rozumieć)...
To na dzisiaj tyle wspomnień. Niedokończone tematy czekają na dokończenie, co mam nadzieję niebawem nastąpi...
P.S.: Andrzeju, co do "zaśmiecania" wątków, masz moją bezterminową zgodę. Lubię od czasu do czasu poczytać posty, których autor ma coś do powiedzenia...
Mogę zrezygnować z wędkowania, mogę z telewizji, mogę z działki, z tyskiego i wszystkiego innego, ale z modelarstwa i czytania książek - nigdy...
A książki Pana Katzera mam, Andrzeju. Zostały wydane, wraz z wielu innymi ciekawymi pozycjami, w ramach biblioteki "Morza". Dawno temu stanowiły podwaliny waloryzowania wszelkiej maści modeli (pomysły Pana Stanisława można było zastosować nie tylko przy budowie okrętów). Dzisiaj chyba już nie wytrzymałyby konkurencji z tym, co niektórzy forumowicze, łącznie z Tobą, prezentują na różnych forach modelarskich - świat poszedł do przodu, nie tylko w dziedzinie malowania jaj (wielkanocnych, ma się rozumieć)...
To na dzisiaj tyle wspomnień. Niedokończone tematy czekają na dokończenie, co mam nadzieję niebawem nastąpi...
P.S.: Andrzeju, co do "zaśmiecania" wątków, masz moją bezterminową zgodę. Lubię od czasu do czasu poczytać posty, których autor ma coś do powiedzenia...
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8