Witajcie.
70 lat temu, dnia 27 maja zatopiony został pancernik BISMARCK.
Co u mnie? Nie ukrywam, że wystąpił syndrom: „majowego majem rozmajenia” ze znaczą szczyptą obowiązków: około-komunijno-wielo-rodzinnych.
W tym „majowym całokształcie”, coś się jednak przy okręcie działo.
1) Po pierwsze
Postanowiłem nieco usprawnić gablotę na model (zakupioną jeszcze w poprzednim roku). Jest ona wielka, szklana i nieporęczna. Do tego stoi w takim miejscu, iż trudno jest nią „manewrować” przy zdejmowaniu, dla celów „przymierzalniczych” podzespołów okrętu.
Poniewczasie wpadłem na pomysł oddzielenia przedniej szyby i uczynienia jej zdejmowalną (gablota jest klejona silikonem przez akwarystów).
W ten sposób mam łatwy dostęp do modelu (kwestia odkręcenia kilku śrubek, chociaż, już po wykonaniu, moja Połowica zaproponowała haczyki zaciskowe – takie jak przy pudełkach szachownic; wrócę do tego pomysłu przy kolejnym projekcie. Ale gdzie i komu zwinąć takie haczyki?! – zrobić samemu z półstalowego druta?).
Nadbudówki przyłożone na sucho:
2) Po drugie
Z motywacją moich Ukochanych: Żony i Dzieciarni, przed wizytą rodzin wielu, w końcu ukończyłem, po kilku ładnych miesiącach dłubania (sumarycznie z dłuuuuugimi przerwami 1,5 roczku) to, co poniżej obzdjęciowałem. Nie ukrywam, że jestem z tego dumny, bo po raz pierwszy od „zera” (gołych tynków) za takie „coś” się zabrałem. Gdy płytkarz wycenił nasze projekta, szczęka nam stuknęła o płytkę, więc się zawziąłem i postanowiłem wykonać to sam.
Znów pewnie Pan Gał będzie marudził, że imają się mnie sentymenta, ale sobie opowiem, że tak naprawdę od tego płytkowania zaczął się mój do modelowania powrót.
Sobie ucinałem i przyklejałem długie dnie i godziny, i tak mi się przypomniało, że gdzieś już kiedyś te dnie i godziny w samotni spędzałem, dłubiąc w nieco innej skali… Tak rozpoczęła się myśl o powrocie do modelowania.
Dodam jeszcze, że pomysł świecących reflektorów przy BISie narodził się właśnie przy montowaniu świateł ładzienkowo –wannowych.
Tak więc wnoszę o usprawiedliwienie skromnych postępów w budowie okrętu. Obiecuję, że następnym razem będą już BISowe… komnaty, to znaczy… armaty
PS.
Pana Admina, proszę o wyrozumiałość i pozostawienie ww. pisaniny i zdjęcioliny.
Relację niniejszą traktuję jako swego rodzaju pamiętnik fragmenciku mojego żywota, więc postanowiłem zamieścić w niej zapis moich ostatnich zajęć, pośrednio ale istotnie z BISem jednak związanych.