To znaczy prawie nadaje, bo brakuje jeszcze kilku elementów.
Mały obrazek to mniej więcej rzeczywista wielkość (przynajmniej na moim monitorze). Myślałem jeszcze czy nie zrobić z czarnej kalkomanii imitacji opisów do pokręteł i gniazd, ale ostatecznie stwierdziłem, że to już przesada i wyjdzie z całości jakiś nieczytelny bohomaz.
Świetny projekt.
Żołnierze brygady karpackiej nazywali użytkowane w Libii a później we Włoszech pojazdy - "kariersami".
Czy to może właśnie "kariers"?
Fragment z książki, w której spotkałem się z tym określeniem:
Zdarzenie z Libii z okresu drugiej wojny światowej, opowiedziane przez pułkownika Józefa Sokola, dowódcę 3 batalionu 3 dywizji strzelców karpackich, doktorowi Adamowi Majewskiemu. Bohaterem zdarzenia był porucznik Zdzisław Mrugalski: Było to w Libii przed drugą bitwą o Gazalę przy jednej z następnych ofensyw. Cały korpus aliancki stanął przed umocnionymi pozycjami włosko - niemieckimi. Włochami dowodził jakiś marszałek czy książę i było ich bardzo dużo, cały korpus, w każdym razie razem z Niemcami przewyższali siły alianckie. Któregoś dnia wieczorem Dzidzio Mrugalski popił sobie zdrowo. O trzeciej nad ranem wyszedł na patrol w kilka kariersów w pustynię. Chodziło o rozpoznanie, czy nieprzyjaciel nie próbuje nas oskrzydlić. Dzidzio patrolował i zabłądził w pustynię. Po wielu godzinach jazdy zobaczyli nagle jakieś wojsko przed sobą. Nie wiadomo na podstawie jakich obliczeń wykalkulował sobie, że to własne miejsce postoju. Było około godziny 1 w południe,byli wyczerpani błądzeniem po pustyni, zabrakło im już wody i chciało się jeść. Dzidzio więc wrzasnął do kierowców, którzy prowadzili kariersy w jednej lini:
- Chłopaki, jesteśmy na miejscu, gazu. Zobaczymy kto pierwszy będzie u koryta. - Chłopaki dali gazu nie bardzo się rozglądając. Gdy podeszli na dwieście metrów, coś im się zrobiło głupio. Jakieś olbrzymie namioty i jakieś dziwne wojsko. Dzidzio Mrugalski przyparty do muru dokończył:
-Zrobiło mi się gorąco, chociaż też przedtem nie było chłodno, bo zobaczyłem wyraźnie, że to Włosi. Kombinuję sobie - uciec już nie da rady, więc wołam:
-Chłopaki, ognia ze wszystkich cekaemów,
Żołnierzom nie trzeba było powtarzać. Okazało się, że wjechali jakimś dziwnym trafem między duże jednostki na tyły kuchni i kasyna sztabu dywizji włoskiej. Zaczęli więc pruć seriami karabinów maszynowych po kasynie sztabu, gdzie właśnie odbywał się galowy obiad, a sam Dzidzio Mrugalski uniesiony zapałem zaczął walić z rakietnicy. Powstała tak potworna panika, że oficerowie włoscy i niemieccy tratowali się nawzajem w bezładnej ucieczce. Wszyscy byli przekonani, że to natarcie i zaskoczenie. Najbliżej stojący pułk bersalierów królewskich zaczął wyrywać piechotą. Nikt dokładnie nie wiedział, jak to się stało, ale w miejscu odległym o trzy kilometry, obserwowanym przez nasze czujki, tłum wojska włoskiego wybiegł na przedpole bez broni.
Jednostki polskie i australijskie ruszyły do natarcia i bez trudu przełamały linie obronne. Cały sztab dywizji dostał się do niewoli, a batalion, którego stan był wtedy niski, bo liczył około czterystu ludzi, wziął dziewięciuset jeńców. Była to największa ilość jeńców wziętych do niewoli przez batalion w ciągu jednego dnia. W sumie nasze brygady, to znaczy polska, australijskie i brytyjskie wzięły tego dnia wiele tysięcy jeńców, w tym kilku generałów.
Dzidzio Mrugalski otrzymał odznaczenia polskie i australijskie, a następnego dnia wpadł samochód z Australijczykami, którzy porwali Mrugalskiego, zanim się ktoś obejrzał. Odwieźli go dopiero po dwóch czy trzech dniach. Miał na sobie australijski kapelusz i był tak spity, że rozbudził się dopiero po kilkunastu godzinach.
Z książki Adama Majewskiego " Wojna Ludzie i Medycyna"
Kariersem o ile pamiętam to był nazywany Universal Carrier.
Mały, gąsienicowy transporter.
Forumowi "pancerniacy" pewnie będą to wiedzieć lepiej.
Co do relacji. Robi wrażenie. Świetna detalizacja i wykonanie.
Witam,
Bardzo mi miło, że się podoba. To jednak chyba nawet nie ćwierć modelu, tak więc sporo jeszcze do zepsucia .
Tak jak pisze stary – karriers to Universal Carrier – transporter gąsienicowy. We wspomnieniach autorzy Morrisa nazywają „morriskiem”.
Polskie Morrisy nie walczyły w Afryce. Używano je do szkolenia i defilad w Iraku, Palestynie, Libanie. W 1943 po przejściu do Egiptu oddziały je używające przezbrojono na Staghoundy.
Początki pokrywy przedziału silnikowego z wytrasowanymi „podziałami”:
Obejmy trzymające pióra resorów. Do wykonania sworzni wykorzystałem rozciągniętą ramkę modelu plastikowego i zapalniczkę. Do otworów w obejmie wetknąłem przycięty pręcik tak by z każdej strony wystawał na ciut mniej niż milimetr. Płomień zapalniczki przybliżony do takiego polistyrenowego pręcika powoduje, że tan pęcznieje tworząc grzybek – czyli to co chcemy uzyskać. Wielkość grzybka zależy przede wszystkim od tego jak dużo pręcika wystaje z obejmy. Jak widać na powiększeniu jeden pozostawiłem za długi i grzybek jest wyraźnie większy. Bez powiększenia nie rzuca się to jednak w oczy więc tak pozostanie.
Tylne zawieszenie gotowe do malowania i montażu. Zrobiłem błąd nie odlewając resorów razem z „uszami” do montażu w samonośnym nadwoziu. Obawiam się teraz, że krucha i cienka żywica na końcach resorów mogłaby nie wytrzymać obciążenia (autko będzie dość ciężkie), stąd zamiast dokleić od góry te „uszy” wypiłowałem w plastikowym pręcie szczelinę, w którą wetknąłem końcówkę resora. Nie tak to było mocowane, ale jak się nie myśli zawczasu to trzeba później kombinować. Po zamontowaniu w nadwoziu ten element jest praktycznie niewidoczny – choć wątpliwe to pocieszenie.