Nieuport 17
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
Dzięki! :D:D
W końcu kabina gotowa.
Na koniec zeszlifowałem pod kątem rury dolotowe do gaźnika.
Nie rzuca się to w oczy ale bez tego gaźnik mógłby nie działać przy dużej prędkości!
Przy końcówce ssącej prostopadłej do kierunku lotu, pęd powierza wytworzyłby duże ciśnienie dynamiczne a to z kolei, zgodnie z prawem przepływu Bernouliego - obniżyło ciśnienie statyczne.
I rura - zamiast dostarczać powietrze, zaczęłaby je odsysać.
W związku z zamknięciem etapu, trochę sobie pozwoliłem z galerią.
Na dwóch zdjęciach dorysowałem podziałkę: 1 element=1cm
Grzbiet za kabiną zagruntowany pod naklejenie płótna.
Pozdrawiam
Tomek
W końcu kabina gotowa.
Na koniec zeszlifowałem pod kątem rury dolotowe do gaźnika.
Nie rzuca się to w oczy ale bez tego gaźnik mógłby nie działać przy dużej prędkości!
Przy końcówce ssącej prostopadłej do kierunku lotu, pęd powierza wytworzyłby duże ciśnienie dynamiczne a to z kolei, zgodnie z prawem przepływu Bernouliego - obniżyło ciśnienie statyczne.
I rura - zamiast dostarczać powietrze, zaczęłaby je odsysać.
W związku z zamknięciem etapu, trochę sobie pozwoliłem z galerią.
Na dwóch zdjęciach dorysowałem podziałkę: 1 element=1cm
Grzbiet za kabiną zagruntowany pod naklejenie płótna.
Pozdrawiam
Tomek
Wcale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
Niestety, sukcesami w oklejaniu kadłuba nadal nie mogę się pochwalić.
Aby sobie odpocząć od złośliwej tkaniny, która kurczy się tam, gdzie powinna naciągać, naciąga tam, gdzie powinna kurczyć, zwija, gniecie, faluje - postanowiłem na chwilę popracować z materiałem bardziej przewidywalnym.
Kolej na skrzydło.
Pomimo chwilowych, mam nadzieję, niepowodzeń nadal trwam w zamiarze użycia na poszycie samolotu tkaniny.
Należy zatem liczyć się z dość znacznymi siłami działającymi na konstrukcję płata, gdyby płótno nabrało w końcu ochoty na kurczenie się pod wpływem nitrocellonu.
W skali 1:16 skrzydło będzie miało rozpiętość ok.50 cm. Profil w najgrubszym miejscu osiągnie tylko 6.5 mm i na dodatek jest wklęsło wypukły.
Będzie ono zatem bardzo podatne na zwichrzenie w trakcie pokrywania.
Konstrukcja, jaką zaplanowałem jest cokolwiek nietypowa, ale mam nadzieję, że pozwoli uzyskać nieco większą sztywność.
Na początek - obrys ze sklejki 3-4mm od którego odcinamy pas wzdłuż osi obrotu lotek:
Aby sobie odpocząć od złośliwej tkaniny, która kurczy się tam, gdzie powinna naciągać, naciąga tam, gdzie powinna kurczyć, zwija, gniecie, faluje - postanowiłem na chwilę popracować z materiałem bardziej przewidywalnym.
Kolej na skrzydło.
Pomimo chwilowych, mam nadzieję, niepowodzeń nadal trwam w zamiarze użycia na poszycie samolotu tkaniny.
Należy zatem liczyć się z dość znacznymi siłami działającymi na konstrukcję płata, gdyby płótno nabrało w końcu ochoty na kurczenie się pod wpływem nitrocellonu.
W skali 1:16 skrzydło będzie miało rozpiętość ok.50 cm. Profil w najgrubszym miejscu osiągnie tylko 6.5 mm i na dodatek jest wklęsło wypukły.
Będzie ono zatem bardzo podatne na zwichrzenie w trakcie pokrywania.
Konstrukcja, jaką zaplanowałem jest cokolwiek nietypowa, ale mam nadzieję, że pozwoli uzyskać nieco większą sztywność.
Na początek - obrys ze sklejki 3-4mm od którego odcinamy pas wzdłuż osi obrotu lotek:
Wcale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
A może na odwrót??? CHCĄ ŻEBYM WSZYSTKO ZAKLEIŁ!!! A nie tylko ogon.
W porównaniu z kadłubem konstrukcja skrzydła jest nudna i gdyby nie mechanizm lotek, to chyba nie byłoby go po co robić.
Chociaż z drugiej strony, samolot byłby niekompletny...
Lotki były napędzane w oryginalny sposób: za pośrednictwem wału zrobionego z rury (chyba stalowej). Na zdjęciu jego ułożenie zaznaczyłem na zielono:
Do wału była umocowana dźwignia o dość dziwacznym kształcie (wystaje ze skrzydła wzdłuż pomarańczowej linii). Do dźwigni z kolei - poprzez przegub - popychacz (niebieska linia), z drugiej strony połączony, również przegubowo, z poprzeczką drążka.
Ruch drążka lewo/prawo powodował ruch popychacza góra/dół. Ten z kolei obracał dźwignię a co za tym idzie - i wał połączony z lotką.
Dźwignia, której trudno nie zauważyć na skrzydłach Nieuportów, z bliska wygląda tak:
Jej złożony kształt wynika z konieczności "obejścia" dźwigara, wzdłuż którego przebiegał wał. Gdyby dźwignia miała prosty kształt - poruszając się znalazłaby się na kursie kolizyjnym wobec prostopadłego do niej dźwigara. A tak, sercowaty otwór obejmował drewnianą belkę, a że był dostatecznie duży - dźwignia mogła się poruszać.
Przy okazji: na zdjęciu widać niekierowane pociski rakietowe umocowane do rozpórek skrzydeł. Używano ich do niszczenia balonów.
Rakiety były odpalane elektrycznie a część poszycia była zabezpieczona azbestem.
Tak sobie pomyślałem, że może zrezygnuję z tego oklejania ogona i będzie model pt. "Po nieudanym odpaleniu rakiety LePrieur" ?
Pozdrawiam
Tomek
W porównaniu z kadłubem konstrukcja skrzydła jest nudna i gdyby nie mechanizm lotek, to chyba nie byłoby go po co robić.
Chociaż z drugiej strony, samolot byłby niekompletny...
Lotki były napędzane w oryginalny sposób: za pośrednictwem wału zrobionego z rury (chyba stalowej). Na zdjęciu jego ułożenie zaznaczyłem na zielono:
Do wału była umocowana dźwignia o dość dziwacznym kształcie (wystaje ze skrzydła wzdłuż pomarańczowej linii). Do dźwigni z kolei - poprzez przegub - popychacz (niebieska linia), z drugiej strony połączony, również przegubowo, z poprzeczką drążka.
Ruch drążka lewo/prawo powodował ruch popychacza góra/dół. Ten z kolei obracał dźwignię a co za tym idzie - i wał połączony z lotką.
Dźwignia, której trudno nie zauważyć na skrzydłach Nieuportów, z bliska wygląda tak:
Jej złożony kształt wynika z konieczności "obejścia" dźwigara, wzdłuż którego przebiegał wał. Gdyby dźwignia miała prosty kształt - poruszając się znalazłaby się na kursie kolizyjnym wobec prostopadłego do niej dźwigara. A tak, sercowaty otwór obejmował drewnianą belkę, a że był dostatecznie duży - dźwignia mogła się poruszać.
Przy okazji: na zdjęciu widać niekierowane pociski rakietowe umocowane do rozpórek skrzydeł. Używano ich do niszczenia balonów.
Rakiety były odpalane elektrycznie a część poszycia była zabezpieczona azbestem.
Tak sobie pomyślałem, że może zrezygnuję z tego oklejania ogona i będzie model pt. "Po nieudanym odpaleniu rakiety LePrieur" ?
Pozdrawiam
Tomek
Wcale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
Problemy z tkaniną na poszyciu kadłuba zostały trochę okiełznane.
Wprawdzie pod farbą wcześniej proste i zaimpregnowane płótno znowu zaczyna przybierać kształty cokolwiek dowolne, każda niedokładność, nawet grubość kleju, zostaje przez tkaninę podkreślona i uwypuklona a próba podszlifowania lakieru kończy się uzyskaniem zmechaconego futerka - ale ogon jest nawet do ogona podobny i jutro albo pojutrze pewnie uda mi się wstawić zdjęcie.
Przed rozpoczęciem budowy konstrukcji dolnego płata chciałem zrozumieć, dlaczego był on montowany w taki dziwny sposób: do kadłuba tylko w jednym punkcie.
Przecież to nie było solidne połączenie i skrzydło mogło odpadać.
NO I ODPADAŁO!
Przypadłością Nieuportów było gubienie w locie nurkowym dolnych skrzydeł.
Dlaczego zatem nie zastosowano lepszego połączenia?
Co za problem stanowiłoby wstawienie kilku dodatkowych śrub?
Otóż samolot miał zmienną geometrię skrzydeł!
Wprawdzie tylko kąt zaklinowania dolnego płata mógł podlegać regulacji, ale wystarczy, żeby "zmienna geometria" była zaliczona.
Skoro tak, skrzydła nie można było przyczepić inaczej - łącznik stanowił jednocześnie tuleję obrotową:
Podobnie rzecz się miała z połączeniem skrzydło - rozpórka. Dlatego też Nieuporty musiały mieć rozpórki w kształcie "V":
Pomysł po raz pierwszy zrealizowano chyba w Nieuporcie 10, który był dwumiejscowy.
Zmiana położenia środka ciężkości (dwie albo jedna osoba - to w lekkiej konstrukcji lotniczej czyniło dużą różnicę) była kompensowana zmianą położenia środka siły nośnej przez regulację kąta skrzydła.
W Nieuporcie 10 pilot miał z prawej strony dźwignię. Nie wiem jednak, czy można było posłużyć się nią tylko na lotnisku czy również w trakcie lotu:
W późniejszych konstrukcjach, w tym w "17", regulacja kąta pozostawała w gestii mechaników a ustawienie zmieniano chyba np. w przypadku demontażu uzbrojenia lub na odwrót, gdy dodano drugi karabin.
A może inaczej dla grubego pilota a inaczej dla chudego?:)
Tyle rozważań konstrukcyjnych, wracam do klejenia płótna.
Czeka mnie skrzydło
Pozdrawiam
Tomek
Wprawdzie pod farbą wcześniej proste i zaimpregnowane płótno znowu zaczyna przybierać kształty cokolwiek dowolne, każda niedokładność, nawet grubość kleju, zostaje przez tkaninę podkreślona i uwypuklona a próba podszlifowania lakieru kończy się uzyskaniem zmechaconego futerka - ale ogon jest nawet do ogona podobny i jutro albo pojutrze pewnie uda mi się wstawić zdjęcie.
Przed rozpoczęciem budowy konstrukcji dolnego płata chciałem zrozumieć, dlaczego był on montowany w taki dziwny sposób: do kadłuba tylko w jednym punkcie.
Przecież to nie było solidne połączenie i skrzydło mogło odpadać.
NO I ODPADAŁO!
Przypadłością Nieuportów było gubienie w locie nurkowym dolnych skrzydeł.
Dlaczego zatem nie zastosowano lepszego połączenia?
Co za problem stanowiłoby wstawienie kilku dodatkowych śrub?
Otóż samolot miał zmienną geometrię skrzydeł!
Wprawdzie tylko kąt zaklinowania dolnego płata mógł podlegać regulacji, ale wystarczy, żeby "zmienna geometria" była zaliczona.
Skoro tak, skrzydła nie można było przyczepić inaczej - łącznik stanowił jednocześnie tuleję obrotową:
Podobnie rzecz się miała z połączeniem skrzydło - rozpórka. Dlatego też Nieuporty musiały mieć rozpórki w kształcie "V":
Pomysł po raz pierwszy zrealizowano chyba w Nieuporcie 10, który był dwumiejscowy.
Zmiana położenia środka ciężkości (dwie albo jedna osoba - to w lekkiej konstrukcji lotniczej czyniło dużą różnicę) była kompensowana zmianą położenia środka siły nośnej przez regulację kąta skrzydła.
W Nieuporcie 10 pilot miał z prawej strony dźwignię. Nie wiem jednak, czy można było posłużyć się nią tylko na lotnisku czy również w trakcie lotu:
W późniejszych konstrukcjach, w tym w "17", regulacja kąta pozostawała w gestii mechaników a ustawienie zmieniano chyba np. w przypadku demontażu uzbrojenia lub na odwrót, gdy dodano drugi karabin.
A może inaczej dla grubego pilota a inaczej dla chudego?:)
Tyle rozważań konstrukcyjnych, wracam do klejenia płótna.
Czeka mnie skrzydło
Pozdrawiam
Tomek
Wcale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
W trakcie pokrywania kadłuba pojawiła się konieczność wypuszczenia na zewnątrz jednego z odciągów górnego płata.
Jest on mocowany do ramy na wysokości kabiny, a ponieważ lewy bok będzie zabudowany w całości, później dostęp byłby niemożliwy.
Do odciągów zaś są konieczne śruby naciągowe.
W trakcie szukania informacji technicznych zauważyłem, że na wszystkich forach, gdy mowa o samolotach WW1, dyskutanci najbardziej fascynują się właśnie śrubami naciągowymi.
Wygląda nawet na to, że to jest najważniejsza część w samolocie!
Można wkleić fotel pilota tyłem do kierunku jazdy, zrobić kwadratowe kółka, ale jeżeli te śruby wyjdą ładnie - wszyscy się zachwycają a pochwałom nie ma końca:
* Jakie wspaniałe naciągi !!! Jak je zrobiłeś? Ja tak nie potrafię!
* Stunting! Excellent turbuckles! The best model ever!
* Kakije prekrasnyje krjuk winty!
* Grengen gee neeken seekart genius Einstain mkert Ave Cesar!
itd. itp.
Działa to też w drugą stronę.
Dlatego doszedłem do wniosku, że tym razem sprawy kawałkiem izolacji, naciągniętej na drucik, tak jak przy wewnętrznych naciągach nie załatwię, jeżeli mam oszczędzić sobie cierpień od nadmiaru krytyki.
Śruby naprężające w konstrukcji kadłuba były dość małe (widać je na wcześniej pokazanym zdjęciu N23 - tym ze skrzynkami na amunicję).
W skali trudno było zrobić coś więcej.
Główne odciągi skrzydeł miały śruby większe, wyglądające mniej więcej tak:
Ponieważ spodziewam się, że w trakcie pokrywania skrzydło znacznie się odkształci, wyginając ku górze, naciągi będą musiały pracować pod znacznym obciążeniem, aby doprowadzić je do odpowiedniego kształtu.
W związku z tym i "turnbukle" musiały być wytrzymałe:
Pozdrawiam
Tomek
Jest on mocowany do ramy na wysokości kabiny, a ponieważ lewy bok będzie zabudowany w całości, później dostęp byłby niemożliwy.
Do odciągów zaś są konieczne śruby naciągowe.
W trakcie szukania informacji technicznych zauważyłem, że na wszystkich forach, gdy mowa o samolotach WW1, dyskutanci najbardziej fascynują się właśnie śrubami naciągowymi.
Wygląda nawet na to, że to jest najważniejsza część w samolocie!
Można wkleić fotel pilota tyłem do kierunku jazdy, zrobić kwadratowe kółka, ale jeżeli te śruby wyjdą ładnie - wszyscy się zachwycają a pochwałom nie ma końca:
* Jakie wspaniałe naciągi !!! Jak je zrobiłeś? Ja tak nie potrafię!
* Stunting! Excellent turbuckles! The best model ever!
* Kakije prekrasnyje krjuk winty!
* Grengen gee neeken seekart genius Einstain mkert Ave Cesar!
itd. itp.
Działa to też w drugą stronę.
Dlatego doszedłem do wniosku, że tym razem sprawy kawałkiem izolacji, naciągniętej na drucik, tak jak przy wewnętrznych naciągach nie załatwię, jeżeli mam oszczędzić sobie cierpień od nadmiaru krytyki.
Śruby naprężające w konstrukcji kadłuba były dość małe (widać je na wcześniej pokazanym zdjęciu N23 - tym ze skrzynkami na amunicję).
W skali trudno było zrobić coś więcej.
Główne odciągi skrzydeł miały śruby większe, wyglądające mniej więcej tak:
Ponieważ spodziewam się, że w trakcie pokrywania skrzydło znacznie się odkształci, wyginając ku górze, naciągi będą musiały pracować pod znacznym obciążeniem, aby doprowadzić je do odpowiedniego kształtu.
W związku z tym i "turnbukle" musiały być wytrzymałe:
Pozdrawiam
Tomek
Wcale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.