To dorzucę jeszcze historyjkę. Napisałem, że jeden wiatrak sprzedałem, gdy miałem ok. 12-13 lat. Było to tak: po zrobieniu ok. 2 wiatraków, następny postanowiłem sprzedać na bazarku. Tak zrobiłem. Cenę wystawiłem godną, tzn. 300 zł (moja matka zarabiała ok. 1500 zł miesięcznie). Trzeba cenić swoją pracę
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, po 5 minutach stania zjawił się jakiś kolejarz (w mundurze) i bez mrugnięcia okiem zapłacił. Właściwie nie pamiętam nic więcej z tego dnia, bo szał radości z posiadania takiej góry pieniędzy widocznie spowodował nieodwracalne zmiany w mózgu.
Gdy się uspokoiłem postanowiłem zainwestować zarobiną kasę i niezwłocznie, razem z kolegą-wspólnikiem, wykupiliśmy w okolicznym kiosku wszystkie zapałki w ilości 20.000 sztuk (słownie: dwadzieścia tysięcy), co miało wystarczyć na ok. 20 wiatraków. Potencjalny zysk wynosił 6000 zł, co ustawiło by nas w szeregu najbogatszych ludzi w okolicy. Jak widać wiatrak jest zrobiony z zapałek ze spaloną siarką, która jest usunięta. I tu zaczęły się schody. Zaczęliśmy spalać w piwnicy zapałki sztuka, po sztuce. Potem całymi pudełkami. Smród był taki, że sąsiedzi wywalili nas z piwnicy. Spalaliśmy zapałki nad rzeką, na górkach. Potem usuwaliśmy spaloną siarkę. Po tygodniu mieliśmy dość. Śmierdzieliśmy spalenizną, mieliśmy wielką chałdę przygotowanych zapałek, całe pudło nie spalonych.
Zrobiliśmy jeden wiatrak. Staliśmy z nim na bazarku kilka dni. Nikt nie kupił. Obniżyliśmy cenę do ok. 100 zł. Też nic. Prawdopodobnie miałem niesamowite szczęście (pecha?) i trafiłem na kolejarza świeżo po wypłacie (wtedy kolejarze dobrze zarabiali). Wiatrak nie poszedł. Interes padł.
Zapałki walały się po piwnicy jeszcze przez wiele lat. Nie zostaliśmy bogaczami.
Niech to będzie przestrogą dla tych, którzy już szykują się do sezonu w Łebie
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
.