Największe głupoty przy klejeniu
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
Najlepszy numer jaki widziałem miał miejsce ze 20 lat temu jak sklejałem z kolegą Patiomkina. Każdy miał swój egzemplarz. Byliśmy na etapie szkieletu który ja sklejałem tak jak sztuka modelarska nakazuje. Wtedy wszedł ojciec kolegi popatrzył stwierdził że smarowanie klejem powierzchni wypustek we wręgach nie zda egzaminu i zaczął łączyć mu szkielet paskami papieru. Wszystko oczywiście składało się jak harmonijka
W budowie: Halny;
Ciekawie jest ... Ja swój pierwszy model w skali 1:50 czyli Jak 3 z marca tego roku, bojaże KF "sklejałem" klejem biurowym w sztyfcie ... Jakby tego było mało, skleiłem ze sobą wręgi parami (a jak!): A do A, B do B itd. Potem nie wiedziałem, dlaczego oklejenie mi nie pasuje i brakuje czegoś na koniec. Aby temu zaradzić skonstruowałem "kręgosłup" czyli pasek tekturki, który miał podtrzymać wszystkie części poszycia. To też nie zdało egzaminu. Więc nakleiłem wszystkie te części obok siebie na kartkę z bloku technicznego, wycięłem, ponacinałem na brzegach, tak abym mógł skleić w całość, zawinąłem na dole ...... Model wylądował w koszu. Była to moja pierwsza i ostatnia próba ze skalą 1:50 :P
Hehehe, każdy widze mial przygody. Miałem i ja:
- pomalowałem poszycie okrętu plakatówkami. Ładnie wyglądało, ale na wodzie (tak tak, myślałem że modele z MM nadają się do puszczania w kałużach!) robił czerwony ślad za sobą.
- naklejenie wręg okrętu na karton tak gruby, że nie mogłem go wyciąć nożyczkami
- przyklejenie klejem "Cyjanopan E" tubki kleju "Cyjanopan E" do drugiej i trzeciej tubki kleju "Cyjanopan E", a całości do stołu
- usilne sklejanie samolotu ze styropianu... butaprenem - coś się nie chciał sklejać
- nawdychałem się butaprenu w pokoju do tego stopnia, że miałem jakiś zwidy w oczach
- wbicie sobie żyletki w kciuk do tego stopnia, że Babcia wolała ze mną iść z tym do szpitala; i dobrze, bo po wyjęciu przez lekarza żyletki, krew siknęła na całą salę - jakaś żyła była przecięta (brrrrrrrr.......)
- pocięcie ojcu prawie wszystkich tylnych okładek z teczek, bloków, zeszytów, i wszystkiego co miało w sobie karton. Efekt: obolała ..upa przez ponad tydzień
Więcej nie pamiętam. Ale i tak nieźle.
- pomalowałem poszycie okrętu plakatówkami. Ładnie wyglądało, ale na wodzie (tak tak, myślałem że modele z MM nadają się do puszczania w kałużach!) robił czerwony ślad za sobą.
- naklejenie wręg okrętu na karton tak gruby, że nie mogłem go wyciąć nożyczkami
- przyklejenie klejem "Cyjanopan E" tubki kleju "Cyjanopan E" do drugiej i trzeciej tubki kleju "Cyjanopan E", a całości do stołu
- usilne sklejanie samolotu ze styropianu... butaprenem - coś się nie chciał sklejać
- nawdychałem się butaprenu w pokoju do tego stopnia, że miałem jakiś zwidy w oczach
- wbicie sobie żyletki w kciuk do tego stopnia, że Babcia wolała ze mną iść z tym do szpitala; i dobrze, bo po wyjęciu przez lekarza żyletki, krew siknęła na całą salę - jakaś żyła była przecięta (brrrrrrrr.......)
- pocięcie ojcu prawie wszystkich tylnych okładek z teczek, bloków, zeszytów, i wszystkiego co miało w sobie karton. Efekt: obolała ..upa przez ponad tydzień
Więcej nie pamiętam. Ale i tak nieźle.
Pozdrawiam - AlaN
A ja kleiłem kiedyś w podstawówce latarnię morską w Rozewiu - zacząłem raniutko w ostatni dzień roku, bo chciałem uniknąć zamieszania noworocznego i przesiedzieć cały dzień w spokoju. No i plan był, że latarnia powstanie do końca roku. Około 18 godziny taki byłem nawąchany butaprenem że odjechałem... Miałem na tydzień szlaban od klejenia.
Kadłub Vittorio Veneto pięknie zaszpachlowałem... gipsem. Dziwiłem się potem, że się nie da obrobić szlifierką Ema Combi.
TAD
Kadłub Vittorio Veneto pięknie zaszpachlowałem... gipsem. Dziwiłem się potem, że się nie da obrobić szlifierką Ema Combi.
TAD
Kiedyś dawno temu skleiłem "Santa Marię" Kolumba , w całym żaglowcu używałem tylko i wyłącznie tektury falistej, bo nie napisali w instrukcji ,że takiej lepiej nie stosować. O dziwo model przestał na pułce ok 10 lat zanim uległ destrukcji. Tektura falista więć czasami też się przydaje, wystarczy tylko chcieć
A przypomniało mi się! Hehe - pierwszy karton jaki popełniłem nieco ponad 10 lat temu, HMS Sheffield 1:400 miał (i ma nadal) 12 armat 152mm oraz 8 armat plot. 102 mm. Lufy należało wykonać, jak kazała instrukcja, z patyczków. Nie przyszło mi jednak do głowy, żeby spojrzeć na szablon... I tym prostym sposobem przez następne kilka lat, HMS Sheffield miał lufy (wystrugane z wykałaczek) o kształcie stożka, wierzchołkiem wbitego w wieże.
P.S. Po tych kilku latach nabrałem nieco doświadczenia i zamieniłem stożki na szpilki
P.S. Po tych kilku latach nabrałem nieco doświadczenia i zamieniłem stożki na szpilki
Pozdrawiam
mój pierwszy karton.... mialem wtedy 9 lat i zobaczylem na wystawie z kiosku mi-24 ( śmigłowiec) z MM Na nieszczęście w domu miałem tylko klej biurowy,k tórym próbowałem kleić ten model.... nic nie chciało sie trzymać dlatego wziąłem....taśmy klejącej i wszystkov pokleiłem: poczynając od podklejania wręg do mocowania wirnika....gdy zobaczylem efekt okazalo sie ze model nie jest "taki jak na okładce" blyskawicznie poleciał do kosza.
PS nie jestem teraz pewien czy to na pewno był mi24...
PS nie jestem teraz pewien czy to na pewno był mi24...