HMS Nelson z 1943 roku skala 1:200
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
Zgadzam się z Tobą. Zresztą z Laszlikiem poniekąd też się zgodziłem. Napisałem przecież "Krytyka Laszlika momentami rzeczowa, konstruktywna ale jednak..." i chodzi mi to o to jednak.
Z ostatniego zdania wypowiedzi Laszlika "chyba, że to jak zwykle aparat przekłamuje" można wysnuwać ZŁOżone intencje autora. Jeżeli tak nie było, przepraszam Laszlika.
W każdym przypadku przeprosiny dla autora wątku za offtopic. Kończę udział w tej polemice.
Z ostatniego zdania wypowiedzi Laszlika "chyba, że to jak zwykle aparat przekłamuje" można wysnuwać ZŁOżone intencje autora. Jeżeli tak nie było, przepraszam Laszlika.
W każdym przypadku przeprosiny dla autora wątku za offtopic. Kończę udział w tej polemice.
-= Na zakończenie =-
Cała ta sytuacja przypomina mi pewną historyjkę, jakże bliską temu czego tutaj doświadczamy.
A rzecze ona tak :
Siedzi sobie grono ludzi (już któryś dzień z rzędu) i prowadzi ożywioną dysputę nad tym aby znaleźć wyjście z sytuacji w której się znaleźli. Gdy zdaje się uzgodnili wszystko i doszli do kompromisu, nagle jeden z nich się budzi i mówi, ni z gruchy ni z pietruchy, aby zrobić to inaczej.
Na stronie 11 tego wątku
Dodatkowo nieznajomość lub niechęć zrozumienia różnic w technice, u tak doświadczonego modelarza, budzi moje lekkie zażenowanie.
Porównywanie modelu w skali 1:200 w kamuflażu malowanym ręcznie do tego który jest jest w skali 1:100, jednolitego i malowanego aerografem to tak jakby postawić po obu stronach znaku równości malucha i ferrari. Wszak to samochód i to samochód.
I na koniec jeszcze jedno do laszlika. Proszę mnie nie tytułować mistrzem. Nie zdobyłem takiego tytułu, bo nie biorę udziału w żadnych zawodach, w których model wykonuje się z 10 wycinanek aby pokazać jakim to się jest mistrzem. Osobiście każde zawody w tak zwanym standarcie uważam za farsę, bo doskonale wiem na czym to polega.
Cała ta sytuacja przypomina mi pewną historyjkę, jakże bliską temu czego tutaj doświadczamy.
A rzecze ona tak :
Siedzi sobie grono ludzi (już któryś dzień z rzędu) i prowadzi ożywioną dysputę nad tym aby znaleźć wyjście z sytuacji w której się znaleźli. Gdy zdaje się uzgodnili wszystko i doszli do kompromisu, nagle jeden z nich się budzi i mówi, ni z gruchy ni z pietruchy, aby zrobić to inaczej.
Na stronie 11 tego wątku
Ale jak widać czytanie, niektórym sprawia ogromne problemy i swoje wywody opierają wyłącznie na przeglądniętych fotografiach mimo iż o tym już dyskutowano i dawno omówiono. Chęć napisania czegokolwiek dla samej idei pisania, nie może tłumaczyć takiego stanowiska.vivit pisze:Hanysie maluje pędzelkiem bo tylko takowy posiadam ale jestem na etapie kompresora i aerografu więc przygotowania i doświadczenia do następnego modelu zbieram....Ten miał mnie nauczyć wyłącznie projektowania i dopasować technikę do możliwości....na tym mi najbardziej zależy bo nie wiedziałem czy dam sobie rade. To pierwszy model jaki robię od podstaw. Ale widać, że idzie mi nie najgorzej. Jak to się mówi pierwsze koty za płoty czyli kreski postawione...
Teraz pozostanie tylko dopracować malowanie i takie tam inne szczegóły o których nie chcę w tym wątku pisać....
Dodatkowo nieznajomość lub niechęć zrozumienia różnic w technice, u tak doświadczonego modelarza, budzi moje lekkie zażenowanie.
Porównywanie modelu w skali 1:200 w kamuflażu malowanym ręcznie do tego który jest jest w skali 1:100, jednolitego i malowanego aerografem to tak jakby postawić po obu stronach znaku równości malucha i ferrari. Wszak to samochód i to samochód.
I na koniec jeszcze jedno do laszlika. Proszę mnie nie tytułować mistrzem. Nie zdobyłem takiego tytułu, bo nie biorę udziału w żadnych zawodach, w których model wykonuje się z 10 wycinanek aby pokazać jakim to się jest mistrzem. Osobiście każde zawody w tak zwanym standarcie uważam za farsę, bo doskonale wiem na czym to polega.
- Sebastian B.
- Posty: 288
- Rejestracja: czw gru 23 2004, 13:35
- Lokalizacja: Tichau
Racja Vivit , dobrze powiedzianeVivit pisze: I na koniec jeszcze jedno do laszlika. Proszę mnie nie tytułować mistrz. Nie zdobyłem takiego tytułu, bo nie biorę udziału w żadnych zawodach, w których model wykonuje się z 10 wycinanek aby pokazać jakim to się jest mistrzem. Osobiście każde zawody w tak zwanym standarcie uważam za farsę, bo doskonale wiem na czym to polega.
Teoretyk ostatnio...
Sam próbuję pomalować Simsa pędzlem. Wiem jaki to jest ból, jeśli chce się uzyskać ładną powierzchnię na dużym obszarze. A ja kleję przecież niszczyciel, a nie pancernik. Też testuję możliwość malowania modeli okrętowych, ale to jest zupełnie co innego niż malowanie pancerki, która już mi jako tako wychodzi. Z własnego doświadczenia wiem też, jaka jest różnica w modelu oglądanym na żywo, a w fotografi, szczególnie robionej z lampą błyskową. Taka fotografia zawsze przejaskrawi, uwypukli smugi itd. Przykład - mój T-34. Kilka osób oglądało go na żywo - od soboty będzie do obejrzenia w Muzeum Techniki. Porównajcie zdjęcia zrobione cyfrakiem w rożnych warunkach oświetleniowych. Na jednych zdjęciach widać smugi, na innych nie. Jeszcze inaczej wygląda to na żywo. To jest wina faktury powierzchni, a nie malowania. Wiadomo, że nic nie zastąpi aerografu, ale ja np. nie mogę sobie na to pozwolić ze względu na dostępne mi warunki lokalowe. Nie mogę przecież malować każdego detalu "na wyjeździe". Pomijam w tym momencie drobne niedomalowania, czy przciągnięcia. Z tego co wiem, to jest to pierwszy model Vivita w całości malowany. Efekt i tak jest świetny.
Mimo wszystko rozumiem krytykę Laszika, która miała charakter raczej konstruktywny. Zawsze dobrze jest zobaczyć model "idealny", ale sądzę, że i na to przyjdzie jeszcze pora.
Na tym bym chyba zakończył tę dyskusję i przeszedł z relacją dalej.
Mimo wszystko rozumiem krytykę Laszika, która miała charakter raczej konstruktywny. Zawsze dobrze jest zobaczyć model "idealny", ale sądzę, że i na to przyjdzie jeszcze pora.
Na tym bym chyba zakończył tę dyskusję i przeszedł z relacją dalej.
Jeżeli już wszyscy mają już dość dywagacji na temat niedomalowań to proponuję jeszcze raz wrócić do tematu łańcucha. Ponieważ nie prowadzę dokumentacji zdjęciowej tego co robię gdzieś tam na boku, a od kilku dni moja skrzynkę e-mail'owa wysypuje mi po kilka listów na ten temat, jestem winny wyjaśnienie w tej kwestii.
Rozmowy na temat łańcucha pojawiły się w mojej pierwszej relacji dotyczącej Yamato i wtedy obiecałem, że postaram się coś wykombinować.
W tak zwanym okresie nie modelarskim ruszyłem ponownie swoje komórki, i opracowałem sobie sposób na "szybkie", o ile to tak można nazwać, jego wykonanie. Wykonanie 10cm łańcucha zajęło mi około 1 godz., niespecjalnie się spiesząc.
W pewien niedzielny słoneczny dzień pojechałem z rodziną nad morze i na moje nieszczęście w jakimś stoisku z biżuterią, przy którym zatrzymała się moja małżonka, wypatrzyłem gotowy łańcuch. okazało się, że 50cm tego srebrnego cuda kosztuje 15PLN. Ponieważ miałem taką kwotę przy sobie to postanowiłem zaryzykować i nabyłem go. O ile całą drogę powrotną się cieszyłem o tyle w domu po porównaniu trochę zmarkotniałem...łańcuch okazał się minimalnie mniejszy od tego jaki powinien być. Skoro go kupiłem i w dodatku juniorowi powiedziałem, że dostanie owe 10 cm zrobionego, nie chciało mi się dłużej męczyć i dłubać. Postanowiłem, że go zamontuję.
Dlatego windy wydają się za duże choć w rzeczywistości mają 0,5cm co oznacz 1m w naturze, czyli mniej więcej tyle co na zdjęciu.
Aby nie być gołosłownym ze zrobionego łańcucha, po odcięciu, zostały mi trzy ogniwa. Jeżeli będę dysponował czasem to postaram się pokazać krok po kroku jak wykonuje się taki łańcuch.
Następna fotka jest dla tych co wymagają miernika porównawczego, aby sie zorientować w wymiarze. Jedno ogniwo posiada wymiary 5x3mm i wykonuję z drutu 0,6-0,7mm.
Rozmowy na temat łańcucha pojawiły się w mojej pierwszej relacji dotyczącej Yamato i wtedy obiecałem, że postaram się coś wykombinować.
W tak zwanym okresie nie modelarskim ruszyłem ponownie swoje komórki, i opracowałem sobie sposób na "szybkie", o ile to tak można nazwać, jego wykonanie. Wykonanie 10cm łańcucha zajęło mi około 1 godz., niespecjalnie się spiesząc.
W pewien niedzielny słoneczny dzień pojechałem z rodziną nad morze i na moje nieszczęście w jakimś stoisku z biżuterią, przy którym zatrzymała się moja małżonka, wypatrzyłem gotowy łańcuch. okazało się, że 50cm tego srebrnego cuda kosztuje 15PLN. Ponieważ miałem taką kwotę przy sobie to postanowiłem zaryzykować i nabyłem go. O ile całą drogę powrotną się cieszyłem o tyle w domu po porównaniu trochę zmarkotniałem...łańcuch okazał się minimalnie mniejszy od tego jaki powinien być. Skoro go kupiłem i w dodatku juniorowi powiedziałem, że dostanie owe 10 cm zrobionego, nie chciało mi się dłużej męczyć i dłubać. Postanowiłem, że go zamontuję.
Dlatego windy wydają się za duże choć w rzeczywistości mają 0,5cm co oznacz 1m w naturze, czyli mniej więcej tyle co na zdjęciu.
Aby nie być gołosłownym ze zrobionego łańcucha, po odcięciu, zostały mi trzy ogniwa. Jeżeli będę dysponował czasem to postaram się pokazać krok po kroku jak wykonuje się taki łańcuch.
Następna fotka jest dla tych co wymagają miernika porównawczego, aby sie zorientować w wymiarze. Jedno ogniwo posiada wymiary 5x3mm i wykonuję z drutu 0,6-0,7mm.
Vivit,
Przy 5mm długości ogniwa, w skali 1:1 byłoby to około metra - a to dużo za dużo. Jasną stroną teog jest to, że jeśli jak piszesz kupny łańcuch jest drobniejszy, to prawdopodobnie jest bardziej prawdziwy do skali. Ale swoją drogą podziwiam robotę, i przyłączam się do próśb o opis wykonania.
Przy 5mm długości ogniwa, w skali 1:1 byłoby to około metra - a to dużo za dużo. Jasną stroną teog jest to, że jeśli jak piszesz kupny łańcuch jest drobniejszy, to prawdopodobnie jest bardziej prawdziwy do skali. Ale swoją drogą podziwiam robotę, i przyłączam się do próśb o opis wykonania.
Pozdrawiam,
Szymon
Szymon