Dzięcioły kontratakują!
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
Masz rację cygielski, że zakup nożyka za 24 zł, który będzie służył długie lata nie jest dużym wydatkiem. Cenę podałem dla porządku.
Kupując 2 lata temu swój tani nożyk, w ogóle nie kojarzyłem go z firmą Stanley. Po prostu w osiedlowym sklepiku kupiłem nożyk, który wyglądał solidnie i dobrze leżał w dłoni. Wybór ostrzy Stanley także był całkiem niezależny. Będąc kilka dni temu w Castoramie chciałem głównie obejrzeć noże Olfy i zupełnie przypadkiem trafiłem na sobowtóra swojego ulubieńca. Fakt "podobieństwa" szczerze mnie zdumiał a nawet rozzłościł, bo gdybym wiedział, że istnieje identyczny nóż na ostrza 9,5 mm to dawno bym go sobie kupił.
A tak, przez 2 lata mordowałem się rozkręcaniem i składaniem
Kupując 2 lata temu swój tani nożyk, w ogóle nie kojarzyłem go z firmą Stanley. Po prostu w osiedlowym sklepiku kupiłem nożyk, który wyglądał solidnie i dobrze leżał w dłoni. Wybór ostrzy Stanley także był całkiem niezależny. Będąc kilka dni temu w Castoramie chciałem głównie obejrzeć noże Olfy i zupełnie przypadkiem trafiłem na sobowtóra swojego ulubieńca. Fakt "podobieństwa" szczerze mnie zdumiał a nawet rozzłościł, bo gdybym wiedział, że istnieje identyczny nóż na ostrza 9,5 mm to dawno bym go sobie kupił.
A tak, przez 2 lata mordowałem się rozkręcaniem i składaniem
Ostatnio zmieniony śr wrz 19 2007, 21:27 przez Syzyf, łącznie zmieniany 1 raz.
Moje modele: archiwum
Wspaniale kompendium wiedzy na temat ostrzy syzyfie !
Powinno to trafic do FAQ ;) mam tylko jeszcze jedna prosbe jesli jestesmy w temacie ostrzy
czy moglbym prosic o zwymiarowanie ostrza do noza AK-3? mam trzy (tansze) rozne uchwyty i po twojej relacji na temat stanleya i ulubionego nozyka zaczynam sie zastanawiac czy ktorykolwiek z tych uchwytow bedzie w stanie utrzymac ostrze ak-3 ?
Powinno to trafic do FAQ ;) mam tylko jeszcze jedna prosbe jesli jestesmy w temacie ostrzy
czy moglbym prosic o zwymiarowanie ostrza do noza AK-3? mam trzy (tansze) rozne uchwyty i po twojej relacji na temat stanleya i ulubionego nozyka zaczynam sie zastanawiac czy ktorykolwiek z tych uchwytow bedzie w stanie utrzymac ostrze ak-3 ?
Dzięki danyf
Oficjalne dane ostrza KB-3 przeznaczonego m. in. do nożyka AK-3 można znaleźć na stronie Olfy. Nie żebym chciał się wymigać od mierzenia , bo swoje pomiary zrobiłem i mogę je potwierdzić .
Natomiast ostrza odłamywane z AKB-5 mają szerokość ciut mniejszą: 3,92-3,94 mm. Piszę o tym dlatego, że ta drobna różnica powoduje, iż te odłamane ostrza nie dają się zamocować w tańszym nożyku z "pakietu z Rossmana" (wsuwają się w środek).
Pakiet ten kiedyś sprzedawano i nożyk ten można zobaczyć np. w temacie o narzędziach Olfy.
Jeszcze dla formalności: grubość blaszki ostrzy Stanley wynosi 0,45 mm (pomiar własny )
Oficjalne dane ostrza KB-3 przeznaczonego m. in. do nożyka AK-3 można znaleźć na stronie Olfy. Nie żebym chciał się wymigać od mierzenia , bo swoje pomiary zrobiłem i mogę je potwierdzić .
Natomiast ostrza odłamywane z AKB-5 mają szerokość ciut mniejszą: 3,92-3,94 mm. Piszę o tym dlatego, że ta drobna różnica powoduje, iż te odłamane ostrza nie dają się zamocować w tańszym nożyku z "pakietu z Rossmana" (wsuwają się w środek).
Pakiet ten kiedyś sprzedawano i nożyk ten można zobaczyć np. w temacie o narzędziach Olfy.
Jeszcze dla formalności: grubość blaszki ostrzy Stanley wynosi 0,45 mm (pomiar własny )
Moje modele: archiwum
- zxcvbnm1971
- Posty: 413
- Rejestracja: pn lut 13 2006, 23:31
Teoria jak najbardziej słuszna. No niestety Amerykańce nie umieją po ludzku mierzyć. My mamy klucz 9, 10, 13, 24 a oni 1/4", 3/8", 1/2" czy 3/4". Tak zresztą ze wszystkim - prędkość w milach na godzinę, objętość w galonach. Najgorzej jak się dla nich pracuje i przejdzie na ich tok rozumowania w kwestii miar. Na początku lubi się poplątać, a potem ciężko jest się dogadać z kimś, kto nie potrafi sobie wyobrazić ile to jest "dwa i pół" czy "ćwierć" cala.Syzyf pisze:Po długich rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że przyczyną może być fakt stosowania w Bratnim Kraju systemu miar opartym na calach, gdzie wymiary są chyba wielokrotnością 1/32 cala. Najbliższy pasujący rozmiar to 12/32=3/8 cala, czyli ... 9,5mm. Nie wiem, czy jest to teoria słuszna - może ktoś wie?
Syzyf , świetnie, że odświeżyłeś ten wątek. Wycinanie i narzędzia do tego przeznaczone to ogromny temat. Samo dzięciolenie to tylko niewielka jego część. Na pewno napiszę kilka słów na temat swoich doświadczeń w tym temacie. W tej chwili jednak z braku czasu, dwa słowa na temat systemu miar. Rozumiem, że Europa nie jest przyzwyczajona do mierzenia przy pomoce stóp i cali, nie należy jednak tego systemu dyskryminować jako nieludzką metodę . Według wypowiedzi zxcvbnm , wynikało by, że ludzie na obecnym obszarze polski pojawili się dopiero około 1857r , ponieważ do tego czasu również w Polsce używano stopy i cale jako jednostki miary.
Mnie osobiście ten system odpowiada. Patrząc na linijkę z obiema podziałkami pojawia się pytanie, czy przypadkiem calówką nie można by zmierzyć bardziej dokładnie?
Pozdrawiam,
Piotr
Mnie osobiście ten system odpowiada. Patrząc na linijkę z obiema podziałkami pojawia się pytanie, czy przypadkiem calówką nie można by zmierzyć bardziej dokładnie?
Pozdrawiam,
Piotr
Ostatnio zmieniony czw wrz 20 2007, 23:54 przez Rutek63, łącznie zmieniany 1 raz.
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.
Rutek, specially for you :
Na Śląsku miarą długości był łokieć (około 62,8 cm lub 24 cale), 6 łokci dawało pręt(sążeń niemiecki). W górnictwie używało się określenia łatr górniczy (sążeń) - czyli 80 cali lub 2,09 naszego dziś metra. Dłuższe odległości podawano w milach śląskich lub niemieckich, zwanych inaczej brunszwickimi.
Mila śląska liczyła sobie 11250 łokci, niemiecka 12000. Daje to odpowiednio 7,065 oraz 7,536 kilometra. Pochodną miarą była miara powierzchni, a była nią jutrzyna- przetłumaczona z niemiecka (jutrznia-morgen) na morgę, składająca się z 80 sążni kwadratowych - co daje dziś 2553,2 metra kwadratowego, czyli ponad ćwierć hektara. Miara ta stosowana jest w mowie potocznej i zwyczajowo do dnia dzisiejszego.
Na Śląsku miarą długości był łokieć (około 62,8 cm lub 24 cale), 6 łokci dawało pręt(sążeń niemiecki). W górnictwie używało się określenia łatr górniczy (sążeń) - czyli 80 cali lub 2,09 naszego dziś metra. Dłuższe odległości podawano w milach śląskich lub niemieckich, zwanych inaczej brunszwickimi.
Mila śląska liczyła sobie 11250 łokci, niemiecka 12000. Daje to odpowiednio 7,065 oraz 7,536 kilometra. Pochodną miarą była miara powierzchni, a była nią jutrzyna- przetłumaczona z niemiecka (jutrznia-morgen) na morgę, składająca się z 80 sążni kwadratowych - co daje dziś 2553,2 metra kwadratowego, czyli ponad ćwierć hektara. Miara ta stosowana jest w mowie potocznej i zwyczajowo do dnia dzisiejszego.
- zxcvbnm1971
- Posty: 413
- Rejestracja: pn lut 13 2006, 23:31
Wystarczy pogadać z przedwojennymi ludźmi i dla nich cal to nic dziwnego. Choć nasze cale trochę mniejsze od amerykańskich (chyba o 0,6 mm), to na oko różnicy nie widać a dokładnych przyrządów pomiarowych w egzotycznych calach chyba ciężko spotkać. Na Śląsku chyba jeszcze inne były, większe. Ciekawe czy dzisiejsza młodzież w tym temacie jest biegła. Z moich nielicznych kontaktów z Amerykanami wyniosłem przekonanie, że nie akceptują jednostek metrycznych. Może to były jednak odosobnione przypadki. Może zależy też od miejsca zamieszkania tak jak u nas. W moich okolicach dalej są popularne morgi (choć przyszły z zachodu). Że sztych to coś koło 20 cm to też prawie każdy wie, ale że to 8 cali, to już tylko starsi ludzie. A według mnie otwartość na różne systemy miar się czasem (choć rzadko) przydaje.Rutek63 pisze:Według wypowiedzi zxcvbnm , wynikało by, że ludzie na obecnym obszarze polski pojawili się dopiero około 1857r , ponieważ do tego czasu również w Polsce używano stopy i cale jako jednostki miary.
Pozdrawiam.
EDIT:
Na podstawie danych Kierownika:
cal na Śląsku to jakieś 26,2 mm, czyli o 0,8 większy od normalnego a o 1,4 mm od naszego.Kierownik pisze:około 62,8 cm lub 24 cale
Kierowniku, dzięki za ciekawą dedykację. Od Ciebie to zawsze można dowiedzieć się czegoś ciekawego . O łokciach jako jednostce miary wiedziałem, ale o prętach już niestety nie.
Zxcvbnm1971, jeżeli chodzi o przyrządy pomiarowe to zauważam tendencję do ich produkcji z uwzględnieniem obu systemów. Najbardziej prostym przykładem może być linijka którą pokazałem. Znam również elektroniczne urządzenia miernicze gdzie wynik pomiaru można odczytać w obu systemach. Co do akceptacji systemu metrycznego, to trudno mi powiedzieć coś konkretnego. Jak dotychczas, nigdy nie miałem okazji rozmawiać na ten temat w gronie amerykanów. Ciekaw jestem jednak co sądzą na ten temat, na pewno przy najbliższej okazji zapytam.
Wracając do tematu dzięciolenia, moim zdaniem najlepsze do tego celu są ostrza nazywane tutaj: Nr 11. Na zdjęciu to te w trzech nożykach od dołu. Aby zaoszczędzić te ostrza do specjalnych celów, do zwyczajnego wycinania używam nożyki z wysuwanymi ostrzami. Jednak kiedy przychodzi do wycinania małych części, a zwłaszcza tam gdzie niezbędne jest dziobanie, nożyki te są niezastąpione. W porównaniu z AK-3, moim zdaniem zdecydowanie wygodniejsze, bardziej precyzyjne. Jest to jednak moja, być może subiektywna ocena. Wszyscy wiedzą co Wujek potrafi wydzięcialić przy użyciu AK-3.
Nożyk Olfy, ten największy, trzeci od góry to AK-4 (przypuszczam, że jest dostępny w Polsce) ma wspaniałe ostrza, ale sama rączka jest dla mnie zbyt duża, nieporęczna. Najczęściej używam ten z czerwoną rączką. Perfekcyjny rozmiar, bardzo wygodnie leży w dłoni. Jednak do specjalnych celów np. do wydziobywania kółek o niewielkich rozmiarach używam ten, który widać na dole zdjęcia. Częściowo własnej produkcji. Mieści się wewnątrz dłoni, co pozwala na operowanie nim pod każdym kątem, bez żadnych oporów. Ten nożyk, chociaż ostatni na zdjęciu, oceniam najwyżej. Szczerze polecam zrobić sobie takiego obrzyna
Pozdrawiam,
Piotr
Zxcvbnm1971, jeżeli chodzi o przyrządy pomiarowe to zauważam tendencję do ich produkcji z uwzględnieniem obu systemów. Najbardziej prostym przykładem może być linijka którą pokazałem. Znam również elektroniczne urządzenia miernicze gdzie wynik pomiaru można odczytać w obu systemach. Co do akceptacji systemu metrycznego, to trudno mi powiedzieć coś konkretnego. Jak dotychczas, nigdy nie miałem okazji rozmawiać na ten temat w gronie amerykanów. Ciekaw jestem jednak co sądzą na ten temat, na pewno przy najbliższej okazji zapytam.
Wracając do tematu dzięciolenia, moim zdaniem najlepsze do tego celu są ostrza nazywane tutaj: Nr 11. Na zdjęciu to te w trzech nożykach od dołu. Aby zaoszczędzić te ostrza do specjalnych celów, do zwyczajnego wycinania używam nożyki z wysuwanymi ostrzami. Jednak kiedy przychodzi do wycinania małych części, a zwłaszcza tam gdzie niezbędne jest dziobanie, nożyki te są niezastąpione. W porównaniu z AK-3, moim zdaniem zdecydowanie wygodniejsze, bardziej precyzyjne. Jest to jednak moja, być może subiektywna ocena. Wszyscy wiedzą co Wujek potrafi wydzięcialić przy użyciu AK-3.
Nożyk Olfy, ten największy, trzeci od góry to AK-4 (przypuszczam, że jest dostępny w Polsce) ma wspaniałe ostrza, ale sama rączka jest dla mnie zbyt duża, nieporęczna. Najczęściej używam ten z czerwoną rączką. Perfekcyjny rozmiar, bardzo wygodnie leży w dłoni. Jednak do specjalnych celów np. do wydziobywania kółek o niewielkich rozmiarach używam ten, który widać na dole zdjęcia. Częściowo własnej produkcji. Mieści się wewnątrz dłoni, co pozwala na operowanie nim pod każdym kątem, bez żadnych oporów. Ten nożyk, chociaż ostatni na zdjęciu, oceniam najwyżej. Szczerze polecam zrobić sobie takiego obrzyna
Pozdrawiam,
Piotr
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.
Oprócz techniki wycinania na dzięcioła, wcale nie mniejsze problemy sprawiało mi do niedawna wycinanie po linii prostej, części naklejonych na tekturę. Kiedy piszę problemy, mam na uwadze jakość i kąt nachylenia krawędzi cięcia w stosunku do płaszczyzny poziomej tektury, oraz fizyczną trudność w prowadzeniu ostrza zagłębiającego się w tekturę. Pytanie typu: W jaki sposób wycinać np. wręgi z tektury o grubości 3mm tak aby nie nabawić się odcisków, padło już na tym forum kilka razy. Odpowiedz na to pytanie również można w kilku miejscach przeczytać. Moją odpowiedź, opatrzoną kilkoma zdjęciami zamieszczę tutaj, może komuś się przyda.
wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego jak rozcięcie nożykiem kawałka tektury na dwie części. Co się jednak wtedy dzieje? Jak się dobrze przyjrzeć tak rozcinanej tekturze, to widać, że nożyk wcina się w nią pozostawiając ślad klina. I jednocześnie im głębiej nacinamy tekturę tym więcej trzeba używać do tego siły. Zakładając, że nożyk trzymamy prostopadle do płaszczyzny tektury, to po rozcięciu otrzymujemy dwie krawędzie o rozwartym kącie w stosunku do górnej płaszczyzny i bąble na dłoniach. Z lewej - awers, z prawej - rewers
Co zrobić żeby się nie narobić i aby krawędź wyciętego kawałka tektury była ucięta pod kątem prostym w stosunku do jej płaszczyzny? Załóżmy, że tylko jedna część z rozcinanego kartonu jest nam potrzebna. Przyjmijmy, że będzie to ta po lewej stronie kreski. Pierwsza sprawa według mojego doświadczenia, to odrzucenie całego zbędnego materiału, aż na odległość około 1mm do 2mm od kreski. Można to zrobić od ręki. Nawet jeżeli potrzeba do tej czynności użyć odrobiny siły to czynność ta przebiega bezstresowo, ponieważ nie wymagana jest w tym miejscu żadna dokładność. Ilość pozostawionego materiału za kreską jest tak niewielka, że nie stanowi ona żadnego oporu podczas późniejszego wycinania po kresce.
Kolejna czynność to już wycinanie po kresce, tak aby zachować wcześniej wspomniany kąt prosty. Tutaj muszę powołać się na Wujka Andrzeja. W jednym ze swoich postów, pisząc na ten temat, radził ustawienia nożyka w pozycji pod kątem około 7 stopni pod linijkę. Takie ustawienie ostrza zredukuje błąd wynikający z kąta szlifu ostrza i zapewni wycinanie tekturowych części tak jak być powinny, z krawędziami pod kątem prostym. Problem jedynie polega na tym, że dla młodego modelarza, takie ustawienie noża od ręki, jest cholernie trudne do zrobienia. Aby pomóc sobie w tak specyficznym wycinaniu, skonstruowałem specjalną linijkę, która zdecydowanie pomaga osiągnąć pożądany efekt.
Jak widać linijka jest wyższa od standardowej linijki, a na jedną z jej krawędzi przykleiłem podwójny pasek kartonu. Jeżeli ostrze nożyka prowadzić tak jak pokazują to zdjęcia, opierając go na paskach kartonu, to pozwoli to na uzyskanie mniej więcej kąta pod jakim należy ciąć aby uzyskać krawędź prostopadłą do płaszczyzny tektury.
Myślę, że po jakimś czasie można osiągnąć wprawę, która pozwoli na właściwe wycinanie przy standardowej linijce. Mnie osobiście ten wynalazek bardzo pomógł. Polecam go wszystkim, którzy podobnie jak ja, mają w tej kwestii problem, a starają się być dokładni.
Pozdrawiam,
Piotr
wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego jak rozcięcie nożykiem kawałka tektury na dwie części. Co się jednak wtedy dzieje? Jak się dobrze przyjrzeć tak rozcinanej tekturze, to widać, że nożyk wcina się w nią pozostawiając ślad klina. I jednocześnie im głębiej nacinamy tekturę tym więcej trzeba używać do tego siły. Zakładając, że nożyk trzymamy prostopadle do płaszczyzny tektury, to po rozcięciu otrzymujemy dwie krawędzie o rozwartym kącie w stosunku do górnej płaszczyzny i bąble na dłoniach. Z lewej - awers, z prawej - rewers
Co zrobić żeby się nie narobić i aby krawędź wyciętego kawałka tektury była ucięta pod kątem prostym w stosunku do jej płaszczyzny? Załóżmy, że tylko jedna część z rozcinanego kartonu jest nam potrzebna. Przyjmijmy, że będzie to ta po lewej stronie kreski. Pierwsza sprawa według mojego doświadczenia, to odrzucenie całego zbędnego materiału, aż na odległość około 1mm do 2mm od kreski. Można to zrobić od ręki. Nawet jeżeli potrzeba do tej czynności użyć odrobiny siły to czynność ta przebiega bezstresowo, ponieważ nie wymagana jest w tym miejscu żadna dokładność. Ilość pozostawionego materiału za kreską jest tak niewielka, że nie stanowi ona żadnego oporu podczas późniejszego wycinania po kresce.
Kolejna czynność to już wycinanie po kresce, tak aby zachować wcześniej wspomniany kąt prosty. Tutaj muszę powołać się na Wujka Andrzeja. W jednym ze swoich postów, pisząc na ten temat, radził ustawienia nożyka w pozycji pod kątem około 7 stopni pod linijkę. Takie ustawienie ostrza zredukuje błąd wynikający z kąta szlifu ostrza i zapewni wycinanie tekturowych części tak jak być powinny, z krawędziami pod kątem prostym. Problem jedynie polega na tym, że dla młodego modelarza, takie ustawienie noża od ręki, jest cholernie trudne do zrobienia. Aby pomóc sobie w tak specyficznym wycinaniu, skonstruowałem specjalną linijkę, która zdecydowanie pomaga osiągnąć pożądany efekt.
Jak widać linijka jest wyższa od standardowej linijki, a na jedną z jej krawędzi przykleiłem podwójny pasek kartonu. Jeżeli ostrze nożyka prowadzić tak jak pokazują to zdjęcia, opierając go na paskach kartonu, to pozwoli to na uzyskanie mniej więcej kąta pod jakim należy ciąć aby uzyskać krawędź prostopadłą do płaszczyzny tektury.
Myślę, że po jakimś czasie można osiągnąć wprawę, która pozwoli na właściwe wycinanie przy standardowej linijce. Mnie osobiście ten wynalazek bardzo pomógł. Polecam go wszystkim, którzy podobnie jak ja, mają w tej kwestii problem, a starają się być dokładni.
Pozdrawiam,
Piotr
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.
A co panowie powiecie na takiego automatycznego dzięcioła
http://www.youtube.com/watch?v=AHfOzx6K ... ed&search=
http://www.youtube.com/watch?v=vmFRU-5n ... ed&search=
Pozdrawiam,
Piotr
http://www.youtube.com/watch?v=AHfOzx6K ... ed&search=
http://www.youtube.com/watch?v=vmFRU-5n ... ed&search=
Pozdrawiam,
Piotr
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.