Lancaster Andrzeja Ziobra
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
- greatgonzo
- Posty: 295
- Rejestracja: pt lis 30 2007, 22:45
- Lokalizacja: Giżycko
- x 12
Miałem ogromną, na prawdę WIELKĄ przyjemność zobaczyć tego Lanca na żywo. Model kładzie na kolana. To po prostu prawdziwy Lancaster tylko pochodzący z równoległego świata, gdzie wszystko jest mniejsze. Bardzo czekałem kiedy w Aeroplanie będzie można zobaczyć silniki z osprzętem i łożami. I kiedy już się pokazały byłem zawiedziony - precyzja wykonania niezwykła ale wrażenie ogólne to 'kolejne silniki w modelu'. W realu jest zupełnie inaczej: prawdziwe Merliny obciążają prawdziwe rurowe kratownice!
I w tym samolocie nie występuje żaden 'brudzing' czy 'whethering'. Tam są po prostu zwyczajne ŚLADY EKSPLOATACJI. Nikt tego bombowca nie brudził ani nie postarzał. On się po prostu zużył w lotach. Każdy kto twierdzi, że może sobie nakładać ślady eksploatacji jak chce, bo lubi, powinien zobaczyć ten model. Nie sądzę by później miał ochotę wygłaszać takie poglądy.
I jeszcze jedno: model wywołał godzinną, zażartą dyskusję o modelarstwie w zespole. Mówię o młodych ludziach, którzy z tym hobby nie mają zupełnie nic wspólnego.
Wspaniały model!
I w tym samolocie nie występuje żaden 'brudzing' czy 'whethering'. Tam są po prostu zwyczajne ŚLADY EKSPLOATACJI. Nikt tego bombowca nie brudził ani nie postarzał. On się po prostu zużył w lotach. Każdy kto twierdzi, że może sobie nakładać ślady eksploatacji jak chce, bo lubi, powinien zobaczyć ten model. Nie sądzę by później miał ochotę wygłaszać takie poglądy.
I jeszcze jedno: model wywołał godzinną, zażartą dyskusję o modelarstwie w zespole. Mówię o młodych ludziach, którzy z tym hobby nie mają zupełnie nic wspólnego.
Wspaniały model!
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
Lancaster Andrzeja Ziobra
Dla porządku i statystyki:
W tegorocznej edycji wiedeńskiego konkursu Go Modelling model Lancastera wygrał konkurencję w klasie samoloty 1:72 z napędem śmigłowym i otrzymał za pierwsze miejsce pucharek .
Więcej o samej imprezie w dziale "Wydarzenia modelarskie".
W tegorocznej edycji wiedeńskiego konkursu Go Modelling model Lancastera wygrał konkurencję w klasie samoloty 1:72 z napędem śmigłowym i otrzymał za pierwsze miejsce pucharek .
Więcej o samej imprezie w dziale "Wydarzenia modelarskie".
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
W imieniu Andrzeja, który gości jeszcze na Amerykańskiej ziemi, mam zaszczyt i ogromną przyjemność zawiadomić Was o kolejnych nagrodach dla Lancastera i Junkersa.
W dniach Od 19 do 22 sierpnia odbyła się w Columbus Ohio (USA) konwencja IPMS, której częścią był jak co roku, konkurs modeli plastikowych. W konkursie, tym razem z udziałem Andrzeja, startowało 2525 zawodników prezentując średnio 5000 modeli.
Model Junkersa i Lancastera w wykonaniu Andrzeja, zajęły pierwsze miejsca w swoich kategoriach. Dodatkowo model Lancastera został uhonorowany nagrodą specjalną "Best Aircraft" dla najlepszego modelu samolotu.
Andrzej,
Jeszcze raz, tym razem na łamach forum. Ogromne gratulacje z okazji osiągniętego sukcesu!
Na zdjęciach w kolejności od góry do dołu:
1 - Andrzej tuż po odebraniu nagrody specjalnej, podczas uroczystego bankietu, prezentuje swoje trofeum uczestnikom konwencji.
2 - Kilka minut później, przed obiektywem mojej kamery. W tle wciąż widoczny na ekranie monitora nagrodzony model Andrzeja.
3 – Model Lancastera wraz z plakietką dokumentującą pierwsze miejsce w kategorii samolotów wielosilnikowych w skali 1/72
4 – Model Junkersa przygotowany do oceny sędziów w kategorii samolotów cywilnych w skalach 1/144 – 1/72.
W dniach Od 19 do 22 sierpnia odbyła się w Columbus Ohio (USA) konwencja IPMS, której częścią był jak co roku, konkurs modeli plastikowych. W konkursie, tym razem z udziałem Andrzeja, startowało 2525 zawodników prezentując średnio 5000 modeli.
Model Junkersa i Lancastera w wykonaniu Andrzeja, zajęły pierwsze miejsca w swoich kategoriach. Dodatkowo model Lancastera został uhonorowany nagrodą specjalną "Best Aircraft" dla najlepszego modelu samolotu.
Andrzej,
Jeszcze raz, tym razem na łamach forum. Ogromne gratulacje z okazji osiągniętego sukcesu!
Na zdjęciach w kolejności od góry do dołu:
1 - Andrzej tuż po odebraniu nagrody specjalnej, podczas uroczystego bankietu, prezentuje swoje trofeum uczestnikom konwencji.
2 - Kilka minut później, przed obiektywem mojej kamery. W tle wciąż widoczny na ekranie monitora nagrodzony model Andrzeja.
3 – Model Lancastera wraz z plakietką dokumentującą pierwsze miejsce w kategorii samolotów wielosilnikowych w skali 1/72
4 – Model Junkersa przygotowany do oceny sędziów w kategorii samolotów cywilnych w skalach 1/144 – 1/72.
Ostatnio zmieniony pn sie 24 2009, 21:52 przez Rutek63, łącznie zmieniany 2 razy.
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
- greatgonzo
- Posty: 295
- Rejestracja: pt lis 30 2007, 22:45
- Lokalizacja: Giżycko
- x 12
Ponieważ Andrzej jest za oceanem odpowiem za niego. Jestem wystarczająco mądry bo widziałem tę gablotkę i czytałem jej opis w AeroPlanie. To szkło powiększające, które ma na celu zapewnienie możliwości dokładnego przyjrzenia się wybranemu detalowi. W tym przypadku wybranym elementem jest wyjęty z Lanca silnik.
Bardzo się cieszę z amerykańskiego sukcesu! Gratulacje!
Bardzo się cieszę z amerykańskiego sukcesu! Gratulacje!
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Podbić Amerykę i zdobyć pierwsze miejsce na tak wielką liczbę startujących, to wielki sukces - ogromne gratulacje Andrzeju
Mam nadzieję, że po powrocie napiszesz o swoich wrażeniach ze startu w konkursie.
Może także Rutek63 podzieli się swoimi
Mam nadzieję, że po powrocie napiszesz o swoich wrażeniach ze startu w konkursie.
Może także Rutek63 podzieli się swoimi
Ostatnio zmieniony wt sie 25 2009, 6:24 przez Syzyf, łącznie zmieniany 1 raz.
Moje modele: archiwum
No cóż,
Wspaniała impreza, doskonałe modele, rewelacyjna atmosfera, ciekawi ludzie, smaczna kuchnia, mocna whisky, niezapomniane wrażenia. Jestem pewien, że Andrzej napisze na temat tej imprezy bardziej obszernie we właściwym czasie.
Ja ze swojej strony postaram się napisać skromną recenzję zilustrowaną zdjęciami w dziale na temat imprez modelarskich. Tutaj jedynie jedno zdjęcie z widokiem część sali wystawowej, zrobione z balkonu na którym również znajdowała się ekspozycja modeli.
Wspaniała impreza, doskonałe modele, rewelacyjna atmosfera, ciekawi ludzie, smaczna kuchnia, mocna whisky, niezapomniane wrażenia. Jestem pewien, że Andrzej napisze na temat tej imprezy bardziej obszernie we właściwym czasie.
Ja ze swojej strony postaram się napisać skromną recenzję zilustrowaną zdjęciami w dziale na temat imprez modelarskich. Tutaj jedynie jedno zdjęcie z widokiem część sali wystawowej, zrobione z balkonu na którym również znajdowała się ekspozycja modeli.
Obraz jest wart tysiąca słów. Model wart jest miliona.
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
Lancaster Andrzeja Ziobra
No to wróciłem do kraju. O samej imprezie bardzo szczegółowy materiał merytoryczny ukaże się w gazecie, która mnie tam wysłała. Dla Czytelników Kartonworku mogę jednak napisać coś „extra od siebie”. Amerykanie mówią, że to jest największa na świecie impreza z udziałem modeli redukcyjnych, choć niektórzy twierdzą, że to typowa amerykańska przesada. Początkowo też tak mi się wydawało. W Europie jest bowiem kilka imprez modelarskich, które liczbą reprezentantów z różnych krajów znacznie są większe od National Convention IPMS USA. W zawodach amerykańskich uczestniczą bowiem głównie sami amerykanie, a ponadto Kanadyjczycy i Meksykanie oraz sporadycznie ludzie z Europy tak, jak np. ja w tym roku. Czyli można powiedzieć, że w sensie obsady międzynarodowej to nie jest „wielka” impreza. Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że samych Amerykanów startujących w konkursach w ich ogromnym kraju jest tak wielu, że liczbowo przekraczają wielokrotnie „starą i nową” Europę razem wziętą. W tegorocznej edycji National Convention IPMS USA wzięło udział 2525 zawodników. Rzadko który z nich przywiózł tylko jeden, czy dwa modele! Wszystkie te modele brały udział nie tylko w wystawie, ale i w rywalizacji konkursowej. Nikt nie policzył, ile w sumie modeli wystawiono do konkursu, ale było ich tam z całą pewnością grubo ponad 6000. O ile w Europie dziś przeważają w konkursach modele z klasy pancernych i figurki, to w USA najliczniejsza grupą są modele samolotów (w tym roku mniej więcej około 60% wszystkich wystawionych modeli). Innymi słowy dla kogoś kto robi modele lotnicze ta amerykańska impreza jest z pewnością największą na świecie.
Z czego może wynikać mały udział reprezentantów Europy w tym wielkim konkursie? Oczywiście trzeba przetransportować tam modele, co nie tylko wiąże się z bardzo wysokim kosztem, ale stanowi również spory problem techniczny. Modele transportowane drogą lotniczą muszą jechać w bagażu podręcznym (bo to jedyny sposób, żeby nie uległy zniszczeniu) i to powoduje również ograniczenia. Jednak tego typu trudności nie są chyba głównym powodem niskiej frekwencji modelarzy z Europy w konkursach w USA (bo przecież mnie się udało przywieźć tam dwa modele lotem z Warszawy do Chicago).
Zanim zdecydowałem się na start w USA, nawiązałem kontakty z europejskimi modelarzami, o których wiedziałem, że startowali w tym kraju. To byli modelarze „z najwyższej półki” modelarstwa europejskiego mający za sobą wiele spektakularnych sukcesów na starym kontynencie. Żaden z nich jednak nie wygrał w USA pierwszego miejsca, a tylko nieliczni zostali uhonorowani jakimiś pomniejszymi wyróżnieniami. Wszyscy oni uważali, że amerykańskie kryteria oceny tak znacznie odbiegają od europejskich, iż od razu „na dzień dobry” traci się tam szansę na nawiązanie równorzędnej walki o główne nagrody. To są oczywiście oceny subiektywne ludzi przyzwyczajonych u nas do wygrywania i rozczarowanych niepowodzeniem w USA. Jednak nie znaczy, że nie są one pozbawione racji odnośnie amerykańskich zasad oceny konkursowej. Możliwości zdyskwalifikowania modelu w USA jest tak dużo, że nawet sami Amerykanie mają z tym chyba problem. Oto kilka przykładów amerykańskich wymogów: nawet tak drobna rzecz, jak odrobina kurzu na modelu może spowodować istotną utratę punktów; drobne niedokładności w symetrii i wymiarach dostrzeżone przez sędziów (tam się mierzy i porównuje np. wysokość końcówek płatów i innych detali od podłoża) praktycznie dyskwalifikują model z miejsc nagradzanych, nawet jeśli był bardzo ładnie zrobiony (w tym roku boleśnie przekonał się o tym autor pięknie wykonanego, pootwieranego „na maxa” F-15 w 1:32 - sędziowie świecąc latarkami do wnętrza wlotów powietrza wykryli, że są tam dostrzegalne ślady po kołkach montażowych i tylko ta jedna wada modelu wystarczyła, by spadł na drugą pozycję, a model – wierzcie mi – był naprawdę imponująco wykonany, miał nawet działające podświetlenie wskaźników w kabinie, działające światła pozycyjne i reflektory lądowania). Innymi słowy każdy, nawet drobny błąd, może być przyczyną utraty pozycji nagradzanej. Wszystko zależy od indywidualnej interpretacji sędziów - również ślady eksploatacji, które sędziowie uznają jako „mało realistyczne”, czyli np. te wszystkie europejskie „łosze” robione bez konkretnego uzasadnienia dokumentacyjnego, tylko dla abstrakcyjnego uatrakcyjnienia kolorystyki, dostają w USA „w łeb”. Nie znaczy to, że śladów eksploatacji nie należy tam robić. Trzeba je tylko umieć robić REALISTYCZNIE. Kwestia realizmu wyglądu jest tam priorytetem, choć dopuszcza się odstępstwa, jeśli modelarz potrafi je logicznie uzasadnić.
Z moich wrażeń, jakie zebrałem podczas tego konkursu, na pierwszy plan wysuwa się stwierdzenie, że Amerykanom generalnie trudno zaimponować. Sam fakt, że przyjeżdża do nich facet z Europy w ogóle nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Wynika to z prostego powodu, że z różnych powodów przybywa do nich taka ilość ludzi z innych krajów świata, że przyjmują to bardziej jako „uciążliwość”, niż powód do szczególnego traktowania zagranicznych gości. Swoje wszelkie przepisy uważają za świętość nie podlegającą najmniejszej dyskusji (a nie daj Boże krytyce), więc i własne zasady oceny konkursowej (w tym także wszelakie zachowania modelarzy) traktują jak „naruszenie własności prywatnej”. Innymi słowy, jeśli jedziesz na konkurs amerykański, to myśl i zachowuj się po amerykańsku, bo inaczej nie masz co tam szukać! Zostaniesz sympatycznie przywitany, powiedzą ci „łelkom” i na tym ich zainteresowanie tobą się kończy. Model musisz albo dostosować do amerykańskich wymogów, albo liczyć się z utratą punktów nawet za coś, co w Europie daje Ci szansę do nagrody. Niektórzy mogą mieć z tym spory kłopot. I to jest pewnie główny powód, że europejscy modelarze odbierają niezbyt dobrze amerykańskie wymogi konkursowe. Z mojego punktu widzenia było mi tam o wiele trudniej wygrać, niż w jakimkolwiek europejskim konkursie, w którym uczestniczyłem. Ale jakimś cudem oba moje modele się obroniły, a jeden z nich został uznany za najlepszy ze wszystkich lotniczych w tej edycji ich konkursu. Miałem chyba dużo szczęścia, że nigdy nie robię modeli pod dyktando rozmaitych przejawów aktualnej modelarskiej mody, lecz staram się szukać własnych rozwiązań. O tych moich ponoć dziwacznych koncepcjach sporo się mówi w polskim modelarskim światku. Jak doskonale większość z Was wie, o moim Lancasterze w kraju niektórzy nasi „miszczowie & znafcy” wyrazili liczne opinie jako o kiepsko pomalowanym, z kiepskimi kalkomaniami, że jest nierealistycznie wyglądający ect., ect. I jakoś się tak dziwnie składa, że ten nędzny model nie tylko wygrał wiele konkursów w Europie, ale jako pierwszy "europejski" model lotniczy dostał w USA nagrodę Best aircaft (taką informację dostałem od Amerykanów). Choć zapewne teraz już nie tylko o europejskich, ale także również i o amerykańskich sędziach ci „fahofcy” modelarscy będą mogli powiedzieć, że to następne stado baranów nie znające się w ogóle na modelarstwie, to ja się cieszę, że ta nagroda dla pierwszego Europejczyka w historii amerykańskich konkursów IPMS była nagrodą dla Polaka! Nie uważam jednak, żebym był lepszy, niż Amerykanie, z którymi rywalizowałem do tej nagrody. Po prostu - jak napisałem wcześniej - znowu miałem wiele szczęścia, którego im akurat wtedy zabrakło.
P.s. 1 Napisałem także, że aby nie popełnić jakiegoś błędu podczas amerykańskiego konkursu trzeba „myśleć po amerykańsku”. Właśnie w zrozumieniu amerykańskiej mentalności ogromnej pomocy udzielił mi znany Wam nasz forumowy Kolega Rutek, żyjący w tym kraju już wiele lat. Jego cenne rady jak rozumieć amerykańskie przepisy i pomoc w tłumaczeniach tekstów do formularza zgłoszeniowego Lancastera bardzo mi pomogły. Rutek okazał się znakomitym facetem, któremu serdecznie dziękuję, tym razem publicznie na forum.
P.s. 2 Bardzo dużo zdjęć z samej imprezy można zobaczyć na oficjalnej stronie konkursu:
http://www.ipmsusa2009.org/photos
i także np. tu:
http://svsm.org/gallery/nats2009
Z czego może wynikać mały udział reprezentantów Europy w tym wielkim konkursie? Oczywiście trzeba przetransportować tam modele, co nie tylko wiąże się z bardzo wysokim kosztem, ale stanowi również spory problem techniczny. Modele transportowane drogą lotniczą muszą jechać w bagażu podręcznym (bo to jedyny sposób, żeby nie uległy zniszczeniu) i to powoduje również ograniczenia. Jednak tego typu trudności nie są chyba głównym powodem niskiej frekwencji modelarzy z Europy w konkursach w USA (bo przecież mnie się udało przywieźć tam dwa modele lotem z Warszawy do Chicago).
Zanim zdecydowałem się na start w USA, nawiązałem kontakty z europejskimi modelarzami, o których wiedziałem, że startowali w tym kraju. To byli modelarze „z najwyższej półki” modelarstwa europejskiego mający za sobą wiele spektakularnych sukcesów na starym kontynencie. Żaden z nich jednak nie wygrał w USA pierwszego miejsca, a tylko nieliczni zostali uhonorowani jakimiś pomniejszymi wyróżnieniami. Wszyscy oni uważali, że amerykańskie kryteria oceny tak znacznie odbiegają od europejskich, iż od razu „na dzień dobry” traci się tam szansę na nawiązanie równorzędnej walki o główne nagrody. To są oczywiście oceny subiektywne ludzi przyzwyczajonych u nas do wygrywania i rozczarowanych niepowodzeniem w USA. Jednak nie znaczy, że nie są one pozbawione racji odnośnie amerykańskich zasad oceny konkursowej. Możliwości zdyskwalifikowania modelu w USA jest tak dużo, że nawet sami Amerykanie mają z tym chyba problem. Oto kilka przykładów amerykańskich wymogów: nawet tak drobna rzecz, jak odrobina kurzu na modelu może spowodować istotną utratę punktów; drobne niedokładności w symetrii i wymiarach dostrzeżone przez sędziów (tam się mierzy i porównuje np. wysokość końcówek płatów i innych detali od podłoża) praktycznie dyskwalifikują model z miejsc nagradzanych, nawet jeśli był bardzo ładnie zrobiony (w tym roku boleśnie przekonał się o tym autor pięknie wykonanego, pootwieranego „na maxa” F-15 w 1:32 - sędziowie świecąc latarkami do wnętrza wlotów powietrza wykryli, że są tam dostrzegalne ślady po kołkach montażowych i tylko ta jedna wada modelu wystarczyła, by spadł na drugą pozycję, a model – wierzcie mi – był naprawdę imponująco wykonany, miał nawet działające podświetlenie wskaźników w kabinie, działające światła pozycyjne i reflektory lądowania). Innymi słowy każdy, nawet drobny błąd, może być przyczyną utraty pozycji nagradzanej. Wszystko zależy od indywidualnej interpretacji sędziów - również ślady eksploatacji, które sędziowie uznają jako „mało realistyczne”, czyli np. te wszystkie europejskie „łosze” robione bez konkretnego uzasadnienia dokumentacyjnego, tylko dla abstrakcyjnego uatrakcyjnienia kolorystyki, dostają w USA „w łeb”. Nie znaczy to, że śladów eksploatacji nie należy tam robić. Trzeba je tylko umieć robić REALISTYCZNIE. Kwestia realizmu wyglądu jest tam priorytetem, choć dopuszcza się odstępstwa, jeśli modelarz potrafi je logicznie uzasadnić.
Z moich wrażeń, jakie zebrałem podczas tego konkursu, na pierwszy plan wysuwa się stwierdzenie, że Amerykanom generalnie trudno zaimponować. Sam fakt, że przyjeżdża do nich facet z Europy w ogóle nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Wynika to z prostego powodu, że z różnych powodów przybywa do nich taka ilość ludzi z innych krajów świata, że przyjmują to bardziej jako „uciążliwość”, niż powód do szczególnego traktowania zagranicznych gości. Swoje wszelkie przepisy uważają za świętość nie podlegającą najmniejszej dyskusji (a nie daj Boże krytyce), więc i własne zasady oceny konkursowej (w tym także wszelakie zachowania modelarzy) traktują jak „naruszenie własności prywatnej”. Innymi słowy, jeśli jedziesz na konkurs amerykański, to myśl i zachowuj się po amerykańsku, bo inaczej nie masz co tam szukać! Zostaniesz sympatycznie przywitany, powiedzą ci „łelkom” i na tym ich zainteresowanie tobą się kończy. Model musisz albo dostosować do amerykańskich wymogów, albo liczyć się z utratą punktów nawet za coś, co w Europie daje Ci szansę do nagrody. Niektórzy mogą mieć z tym spory kłopot. I to jest pewnie główny powód, że europejscy modelarze odbierają niezbyt dobrze amerykańskie wymogi konkursowe. Z mojego punktu widzenia było mi tam o wiele trudniej wygrać, niż w jakimkolwiek europejskim konkursie, w którym uczestniczyłem. Ale jakimś cudem oba moje modele się obroniły, a jeden z nich został uznany za najlepszy ze wszystkich lotniczych w tej edycji ich konkursu. Miałem chyba dużo szczęścia, że nigdy nie robię modeli pod dyktando rozmaitych przejawów aktualnej modelarskiej mody, lecz staram się szukać własnych rozwiązań. O tych moich ponoć dziwacznych koncepcjach sporo się mówi w polskim modelarskim światku. Jak doskonale większość z Was wie, o moim Lancasterze w kraju niektórzy nasi „miszczowie & znafcy” wyrazili liczne opinie jako o kiepsko pomalowanym, z kiepskimi kalkomaniami, że jest nierealistycznie wyglądający ect., ect. I jakoś się tak dziwnie składa, że ten nędzny model nie tylko wygrał wiele konkursów w Europie, ale jako pierwszy "europejski" model lotniczy dostał w USA nagrodę Best aircaft (taką informację dostałem od Amerykanów). Choć zapewne teraz już nie tylko o europejskich, ale także również i o amerykańskich sędziach ci „fahofcy” modelarscy będą mogli powiedzieć, że to następne stado baranów nie znające się w ogóle na modelarstwie, to ja się cieszę, że ta nagroda dla pierwszego Europejczyka w historii amerykańskich konkursów IPMS była nagrodą dla Polaka! Nie uważam jednak, żebym był lepszy, niż Amerykanie, z którymi rywalizowałem do tej nagrody. Po prostu - jak napisałem wcześniej - znowu miałem wiele szczęścia, którego im akurat wtedy zabrakło.
P.s. 1 Napisałem także, że aby nie popełnić jakiegoś błędu podczas amerykańskiego konkursu trzeba „myśleć po amerykańsku”. Właśnie w zrozumieniu amerykańskiej mentalności ogromnej pomocy udzielił mi znany Wam nasz forumowy Kolega Rutek, żyjący w tym kraju już wiele lat. Jego cenne rady jak rozumieć amerykańskie przepisy i pomoc w tłumaczeniach tekstów do formularza zgłoszeniowego Lancastera bardzo mi pomogły. Rutek okazał się znakomitym facetem, któremu serdecznie dziękuję, tym razem publicznie na forum.
P.s. 2 Bardzo dużo zdjęć z samej imprezy można zobaczyć na oficjalnej stronie konkursu:
http://www.ipmsusa2009.org/photos
i także np. tu:
http://svsm.org/gallery/nats2009
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.