[MPG] DKW Na Zamówienie nr 350
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
No i co tam sroczki kolorowe (znaczy się dwukolorowe) słychać
He, he..., pewnie się zastanawiacie - dlaczego sroczki. Ano dwie takie właśnie za oknem budują sobie na drzewku gniazdeczko. Pewnie bedą młode. Wkrótce. Znaczy się już pełną wiosną. Którą swoimi nozdrzami już czuję, oj czuję...
Była mała przerwa na lekturkę, ale potem znowu modelarska rzeczywistość, czyli kombinowanie - coby tu zrobić, żeby jako tako wyglądało. Bo to wszystko przez takich Jacków Karolczaków, co to do Stajni Qnia należą. Jeden walnie okręcik, że szczena opada, drugi walnie ciężarówę (co prawda, zniszczoną jak diabli), że z kolei gały wypadają z oczodołów (no bo szczena już niżej opaść nie może) i bądź tu człowieku mądry - co zrobić, żeby się nie ośmieszyć. No i wymyśliłem. Żeby się tym wszystkim aż tak nie przejmować i robić swoje - tak jak kiedyś radził jeden Wojtek...
Jacku, meszek to oczywiście nie na trawkę. Raczej na takie chwasty, czy cóś. Trawkę miałem Fallera właśnie. I taką posiałem. Z pędzelka zrobiłem taką dłuższą trawkę, co to przy patyku od drogowskazów wyrosła...
A potem sie rozbujałem i wyszło takie cóś:
Zastanawiam się, czy czegoś nie dołożyć... , co oznacza, że c.d.n.
P.S.: Chyba rację ma Andrzej pisząc, że na Go Modelling niejeden z forumowiczów miałby szanse na spory sukces. Moim skromnym zdaniem, ostatnie modele zaprezentowane przez Qnia i Jacka Karolczaka z pewnością ocierałyby się o "złoto"...
He, he..., pewnie się zastanawiacie - dlaczego sroczki. Ano dwie takie właśnie za oknem budują sobie na drzewku gniazdeczko. Pewnie bedą młode. Wkrótce. Znaczy się już pełną wiosną. Którą swoimi nozdrzami już czuję, oj czuję...
Była mała przerwa na lekturkę, ale potem znowu modelarska rzeczywistość, czyli kombinowanie - coby tu zrobić, żeby jako tako wyglądało. Bo to wszystko przez takich Jacków Karolczaków, co to do Stajni Qnia należą. Jeden walnie okręcik, że szczena opada, drugi walnie ciężarówę (co prawda, zniszczoną jak diabli), że z kolei gały wypadają z oczodołów (no bo szczena już niżej opaść nie może) i bądź tu człowieku mądry - co zrobić, żeby się nie ośmieszyć. No i wymyśliłem. Żeby się tym wszystkim aż tak nie przejmować i robić swoje - tak jak kiedyś radził jeden Wojtek...
Jacku, meszek to oczywiście nie na trawkę. Raczej na takie chwasty, czy cóś. Trawkę miałem Fallera właśnie. I taką posiałem. Z pędzelka zrobiłem taką dłuższą trawkę, co to przy patyku od drogowskazów wyrosła...
A potem sie rozbujałem i wyszło takie cóś:
Zastanawiam się, czy czegoś nie dołożyć... , co oznacza, że c.d.n.
P.S.: Chyba rację ma Andrzej pisząc, że na Go Modelling niejeden z forumowiczów miałby szanse na spory sukces. Moim skromnym zdaniem, ostatnie modele zaprezentowane przez Qnia i Jacka Karolczaka z pewnością ocierałyby się o "złoto"...
- zxcvbnm1971
- Posty: 413
- Rejestracja: pn lut 13 2006, 23:31
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Cześć orły, sokoły i inne wróbelki, w tym elemelki...
I otóż to dotarliśmy do kresu tej drogi przez mękę. Powstała w końcu minidioramka pt. "W prawo, czy źle - oto jest pytanie...", którą można oglądać w minigaleryjce mundziowych wypocin...
Pewnie Was korci, żeby zadać pytanie: "A cóż to na tym drogowskazie jest napisane?"
Ano popatrzcie sobie:
Click, i wszystko jasne. W prawo dobrze, bo można jeszcze skórę uratować unikając spotkań drugiego stopnia z wojskami alianckimi. W lewo już nie tak dobrze. Powiem więcej - źle!!! Bo jadąc w lewo można by trafić na korek od butelki maczugowej. A tam z kolei na "czerwone koszule", które wbrew utartej tradycji, jak to u Polaków, za Chiny nie chciały korka z butelki usunąć. Koniec świata...
A znacie historię "czerwonych koszul"? Tak nazywano 8 batalion strzelców wchodzący w skład ....... pierwszej dywizji pancernej generała Maczka. Dowódca batalionu ppłk Aleksander Nowaczyński raniony w policzek podczas dokładania Niemcom tego, co im się należało, tak mocno krwawił (ponoć zażywny był gość), że koszulę miał czerwoną niczym płachta na byka. Od tego czasu został "czerwona koszulą", a jego podopieczni "czerwonymi koszulami". Tak bitny to był naród, że strach się było ich bać...
Znałem dobrze jedną czerwoną koszulę. Nawet mam parę fotek. O tu jest sam:
tu z lewej:
tu przygotowany, żeby enplowi manto spuścić:
tu w środku:
a tu z prawej:
Tu okładka legitymacji odznaki pamiątkowej 8 batalionu strzelców:
A tu, to co w środku:
No, to rys historyczny mamy z głowy. Teraz będzie rys humorystyczny..., ale też lewy - prawy....
Otóż w szóstej strefie komunikacyjnej Wielkiego Londynu znajduje się oto takie skrzyżowanko:
Skrzyżowanko jak wiele innych - nie tylko w Londynie. Ale opis? No, kurna , przebija wszystkie inne skrzyżowanka świata razem wzięte.... Pamiętając, że u Angoli ruch lewostronny popularniejszym jest, mamy takiż oto opis:
W innym miejscu tegoż samego skrzyżowanka takiż oto napis się jawi (jak zwykł mawiać niezapomniany profesor Zinn...):
Powiecie, no cóż w tym nadzwyczajnego.... Odpowiem nic, bo nadzwyczajne to dopiero teraz będzie... brdiang :
Zastanawiałem się mocno, cóż autor miał na myśli.... Doszedłem do jedynie słusznego wniosku, że giguś najwyraźniej zastawił pułapkę na swoją teściową.... Chciał pewnie by przez nieuwagę wpadła pod koła rozpędzonego automobila... Ale na razie chyba nic tego nie wyszło, bo fotka była zrobiona na początku stycznia ubiegłego roku, a napis trwa do dziś...
No, to jeszcze dwie fotki:
A co do srok zx...71, widziałem ostatnio niesamowitą akcję... Jakiś gołąb, chyba nieświadom tego, co go czeka, usiadł sobie na gałęzi w odległości około dwóch metrów od gniazda moich srok. Kurna, nie zdążył był ułożyć skrzydeł po sobie, jak z góry - niczym spitfire na heinkela - zanurkował na niego srok (tak myślę, bo sroka w gniazdku siedziała)... Jeszcze nie widziałem, żeby gołąb tak szybko spierniczał z miejsca, gdzie dopiero co się usadowił...
P.S.: Wracając do fotek, ostatnio robiłem z nimi trochę porządku. Między innymi z tymi, które z moim Krzychem zrobiliśmy na HMS Belfast. Tak pomyślałem że gdybyście reflektowali, to pokazałbym w osobnej galeryjce małe co nieco. Ale nie tam jakies kominy, czy maszty, ale to co jest w środku, znaczy się pod pokładem. Co Wy na to
I otóż to dotarliśmy do kresu tej drogi przez mękę. Powstała w końcu minidioramka pt. "W prawo, czy źle - oto jest pytanie...", którą można oglądać w minigaleryjce mundziowych wypocin...
Pewnie Was korci, żeby zadać pytanie: "A cóż to na tym drogowskazie jest napisane?"
Ano popatrzcie sobie:
Click, i wszystko jasne. W prawo dobrze, bo można jeszcze skórę uratować unikając spotkań drugiego stopnia z wojskami alianckimi. W lewo już nie tak dobrze. Powiem więcej - źle!!! Bo jadąc w lewo można by trafić na korek od butelki maczugowej. A tam z kolei na "czerwone koszule", które wbrew utartej tradycji, jak to u Polaków, za Chiny nie chciały korka z butelki usunąć. Koniec świata...
A znacie historię "czerwonych koszul"? Tak nazywano 8 batalion strzelców wchodzący w skład ....... pierwszej dywizji pancernej generała Maczka. Dowódca batalionu ppłk Aleksander Nowaczyński raniony w policzek podczas dokładania Niemcom tego, co im się należało, tak mocno krwawił (ponoć zażywny był gość), że koszulę miał czerwoną niczym płachta na byka. Od tego czasu został "czerwona koszulą", a jego podopieczni "czerwonymi koszulami". Tak bitny to był naród, że strach się było ich bać...
Znałem dobrze jedną czerwoną koszulę. Nawet mam parę fotek. O tu jest sam:
tu z lewej:
tu przygotowany, żeby enplowi manto spuścić:
tu w środku:
a tu z prawej:
Tu okładka legitymacji odznaki pamiątkowej 8 batalionu strzelców:
A tu, to co w środku:
No, to rys historyczny mamy z głowy. Teraz będzie rys humorystyczny..., ale też lewy - prawy....
Otóż w szóstej strefie komunikacyjnej Wielkiego Londynu znajduje się oto takie skrzyżowanko:
Skrzyżowanko jak wiele innych - nie tylko w Londynie. Ale opis? No, kurna , przebija wszystkie inne skrzyżowanka świata razem wzięte.... Pamiętając, że u Angoli ruch lewostronny popularniejszym jest, mamy takiż oto opis:
W innym miejscu tegoż samego skrzyżowanka takiż oto napis się jawi (jak zwykł mawiać niezapomniany profesor Zinn...):
Powiecie, no cóż w tym nadzwyczajnego.... Odpowiem nic, bo nadzwyczajne to dopiero teraz będzie... brdiang :
Zastanawiałem się mocno, cóż autor miał na myśli.... Doszedłem do jedynie słusznego wniosku, że giguś najwyraźniej zastawił pułapkę na swoją teściową.... Chciał pewnie by przez nieuwagę wpadła pod koła rozpędzonego automobila... Ale na razie chyba nic tego nie wyszło, bo fotka była zrobiona na początku stycznia ubiegłego roku, a napis trwa do dziś...
No, to jeszcze dwie fotki:
A co do srok zx...71, widziałem ostatnio niesamowitą akcję... Jakiś gołąb, chyba nieświadom tego, co go czeka, usiadł sobie na gałęzi w odległości około dwóch metrów od gniazda moich srok. Kurna, nie zdążył był ułożyć skrzydeł po sobie, jak z góry - niczym spitfire na heinkela - zanurkował na niego srok (tak myślę, bo sroka w gniazdku siedziała)... Jeszcze nie widziałem, żeby gołąb tak szybko spierniczał z miejsca, gdzie dopiero co się usadowił...
P.S.: Wracając do fotek, ostatnio robiłem z nimi trochę porządku. Między innymi z tymi, które z moim Krzychem zrobiliśmy na HMS Belfast. Tak pomyślałem że gdybyście reflektowali, to pokazałbym w osobnej galeryjce małe co nieco. Ale nie tam jakies kominy, czy maszty, ale to co jest w środku, znaczy się pod pokładem. Co Wy na to
-
- Posty: 1000
- Rejestracja: pt gru 09 2005, 14:34
- Lokalizacja: GDYNIA
- x 1
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Cześć Grzesiek. Taaa..., to ta "czerwona koszula", przez którą w stolarni miałem mokrą koszulę... Ale w sumie tatko był w porzo...
Ta minidioramka, to taka wprawka przed podjęciem robót przy podstawie Dioramki Mundzia. Ale zanim się za to wezmę, jeszcze parę minidioramek będzie..., już wkrótce..., tak dla jeszcze lepszej wprawki... No i może jakiś RP Nr V...
A gratulacje od Ciebie cieszą... - Dzięki...
Ta minidioramka, to taka wprawka przed podjęciem robót przy podstawie Dioramki Mundzia. Ale zanim się za to wezmę, jeszcze parę minidioramek będzie..., już wkrótce..., tak dla jeszcze lepszej wprawki... No i może jakiś RP Nr V...
A gratulacje od Ciebie cieszą... - Dzięki...
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
[MPG] DKW Na Zamówienie nr 350
A propos Spitfire’a – tak ma właśnie na imię mój nowy pomocnik modelarski. Po przywiezieniu ze schroniska natychmiast się u mnie w modelarni zadomowił. Na zdjęciu poniżej łypnął sobie okiem na Twoja ukończoną dioramkę . Nie umie jeszcze pisać na komputerze, ale już składa Ci gratulacje z okazji ukończonej pracy, a ja się dołączam. Fajnie popatrzeć na czyjąś ukończoną robotę, gdy samemu człowiek jest jeszcze daleko w polu....nie zdążył był ułożyć skrzydeł po sobie, jak z góry - niczym spitfire na heinkela - zanurkował na niego...
Pięknie Cię pozdrawiamy
Znaczy się Spit i ja
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
- zxcvbnm1971
- Posty: 413
- Rejestracja: pn lut 13 2006, 23:31
Moment, niech się trochę obetrę. Całą koszulę zaśliniłem
Strach dodaje i szybkości i siły. Z dziesięć lat temu byłem świadkiem zabawnej sytuacji. Mój pupil samiec Rysia Polskiego (wykarmiłem go własnoręcznie od pisklaka) był tak zapasiony, że praktycznie ograniczał się do przelotów na trasie gołębnik-podwórze i z powrotem. Ale jak raz go wystraszył jastrząb, to taki pułap osiągnął, że szok. A potem z gołębnika przez parę dni dzioba nie chciał wystawić. A łobuz był straszny, kota zaczepiał i takie tam.
Czekamy na dioramkę, co też tam będzie
Strach dodaje i szybkości i siły. Z dziesięć lat temu byłem świadkiem zabawnej sytuacji. Mój pupil samiec Rysia Polskiego (wykarmiłem go własnoręcznie od pisklaka) był tak zapasiony, że praktycznie ograniczał się do przelotów na trasie gołębnik-podwórze i z powrotem. Ale jak raz go wystraszył jastrząb, to taki pułap osiągnął, że szok. A potem z gołębnika przez parę dni dzioba nie chciał wystawić. A łobuz był straszny, kota zaczepiał i takie tam.
Czekamy na dioramkę, co też tam będzie
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Piszesz Andrzeju, że pomocnik wabi się Spitfire. No to mimo, że go nie znam osobiście, to już go lubię. Bo spitfire, to moje ulubione słówko - synonim doskonałości...
Piszesz też, że lubisz popatrzeć na coś skończonego, gdy sam jesteś daleko w polu... No to ja Ci powiem, że ja wolę patrzeć jak najdłużej na Twoje niedokończone jeszcze prace - nie ma lepszego na świecie poradnika modelarskiego. Chociaż z drugiej strony, Twoje posty działają jak jakaś choroba zakaźna. Dawniej wyciągało się to co w pudełku, sklejało się, stawiało na półkę, brało następne pudełko, wyciągało się.......
A dzisiaj, zaczyna się od zbierania wszelkiej maści dokumentacji rysunkowo-zdjęciowej, żeby modelowi dołożyć maksymalnie (u mnie jednak bez przesady - cierpliwości nie mam). Ostatnio szwagier zażyczył sobie prezenciku. A ponieważ amator lotnictwa, wybór padł na sopwith camela (też jeden z moich ulubionych latawców). Skala słuszna, bo 1/72, ale w pudełku, jak to w pudełku - zawsze czegoś brakuje. W moim np. brak tablicy przyrządów. Pomyślałem, że to tylko prezent, to i obejdzie się bez zegarków. Chwilę potem zreflektowałem się - no jak to, przyrządów w kabinie nie będzie? Odpadka. I zacząłem myszkować w sieci, szukając tego co trzeba. Jasne jest, że znalazłem (i jeszcze parę innych rzeczy), bo jak to mówią - jak czegoś nie ma w internecie, to znaczy, że to coś nie istnieje. Całe szczęście, że tablicę garbus jednak miał...
Przy okazji, mam nadzieję, że Spitfire nie przepada za plastikowymi przekąskami...
zx...71, pytasz co dalej... - dalej, to minidioramki dwie: jedna z KLA (w końcu muszę zdobyć dyplom kamikadze), druga z ruską piechotą (w końcu ich namierzyłem po tym, jak dali wióra ze starej cegielni)
No to na razie....
Piszesz też, że lubisz popatrzeć na coś skończonego, gdy sam jesteś daleko w polu... No to ja Ci powiem, że ja wolę patrzeć jak najdłużej na Twoje niedokończone jeszcze prace - nie ma lepszego na świecie poradnika modelarskiego. Chociaż z drugiej strony, Twoje posty działają jak jakaś choroba zakaźna. Dawniej wyciągało się to co w pudełku, sklejało się, stawiało na półkę, brało następne pudełko, wyciągało się.......
A dzisiaj, zaczyna się od zbierania wszelkiej maści dokumentacji rysunkowo-zdjęciowej, żeby modelowi dołożyć maksymalnie (u mnie jednak bez przesady - cierpliwości nie mam). Ostatnio szwagier zażyczył sobie prezenciku. A ponieważ amator lotnictwa, wybór padł na sopwith camela (też jeden z moich ulubionych latawców). Skala słuszna, bo 1/72, ale w pudełku, jak to w pudełku - zawsze czegoś brakuje. W moim np. brak tablicy przyrządów. Pomyślałem, że to tylko prezent, to i obejdzie się bez zegarków. Chwilę potem zreflektowałem się - no jak to, przyrządów w kabinie nie będzie? Odpadka. I zacząłem myszkować w sieci, szukając tego co trzeba. Jasne jest, że znalazłem (i jeszcze parę innych rzeczy), bo jak to mówią - jak czegoś nie ma w internecie, to znaczy, że to coś nie istnieje. Całe szczęście, że tablicę garbus jednak miał...
Przy okazji, mam nadzieję, że Spitfire nie przepada za plastikowymi przekąskami...
zx...71, pytasz co dalej... - dalej, to minidioramki dwie: jedna z KLA (w końcu muszę zdobyć dyplom kamikadze), druga z ruską piechotą (w końcu ich namierzyłem po tym, jak dali wióra ze starej cegielni)
No to na razie....
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
[MPG] DKW Na Zamówienie nr 350
Mam nieodparte przeczucie, że jeszcze długo będziesz miał okazję oglądać tę moją „niedokończoną pracę”, bo jakoś powoli mi to idzie. No i miło słyszeć, że to, co robię, komuś też coś daje. Ta świadomość zmusza mnie, żeby trzymać fason ....ja wolę patrzeć jak najdłużej na Twoje niedokończone jeszcze prace...
Czasy, gdy sklejałem model „jak leci”, z pudełka, ech! Miałem wtedy jakieś 10 lat... modelarnię w szufladzie... z której unosił się „ezoteryczny” zapach Wilbry (bo Humbroli jeszcze w Polsce wówczas „nie wynaleziono”), piękne to było... tatko czasami złoił skórę, gdy zamiast siedzieć nad lekcjami, lepiłem te swoje pierwsze plastikowe dziwolągi. Teraz , gdzieś tam w „lepszym świecie” patrzy i pewnie dziwi się, dokąd mnie to modelarstwo doprowadziło...
Spit w modelarni zachowuje się wzorowo. Za to w kuchni - mocno rozrabia, ale ten teren to „strefa wpływów” mojej żony, więc ja udaję, że nic nie widzę.
A w kwestii braku cierpliwości, nie tylko Ty masz z tym problem. Ja także miewam chwile, gdy mam ochotę odpuścić sobie jakiś detalik, który akurat mi nie wychodzi, ale wtedy robię przerwę i czytam Twoje wątki na Kartonworku. A potem czasami zaśmiecam Ci je swoimi wpisami.
Ale już znikam i idę piłować pokrywy zlewów paliwa. Qurde, że też ci od Mila nie mogli zaprojektować jednego dużego, zamiast kilku małych.
Pozdrawiam wiosennie, a Spit macha Ci przyjaźnie ogonem
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
-
- Posty: 2058
- Rejestracja: pt sie 29 2003, 11:06
- Lokalizacja: Koszalin
- x 8
Dzięki Andrzeju za pozdrowienia wiosenne. Akurat na czasie, bo u nas cieplutko, bezchmurnie, a zatem i słonecznie. Pięknie. Prawie że spitfajerowo.
Po Twoim poście jakaś nostalgia mnie ogarnęła. Z powodu wilbry i z powodu łojenia przez tatkę skóry. Chyba w tamtych czasach wszyscy tak mieliśmy, znaczy się i do czynienia z wilbrą i z braniem (ale trzeba przyznać, że zawsze - przynajmniej w moim wypadku - słusznie) batów. Dziś już tego nie ma. Dzieci trzeba wychowywać bezstresowo. Dasz wpiernicz, to cię za znęcanie się nad dzieckiem zapuszkować nawet mogą. A wilbra, jakież nowe doświadczenia lakiernicze. Paletę kolorów znało się na pamięć, co było spowodowane ubogą ofertą producenta wilbry - oj namieszało się, namieszało, żeby właściwą barwę do modelu dobrać... No i ta "ezoteryka", o której piszesz... Człowiek kończył klejenie za pomocą kleju spreparowanego z wywabiacza plam TRI, malowanie za pomocą wilbry i by w euforii... A dzisiaj co? Wszystko ekologiczne, żadnych emocji... - łezka się w oku kręci...
Ale wiesz co Andrzeju, mamy przynajmniej co wspominać. Nieprawdaż?
W rewanżu przesyłam Ci też wiosenne pozdrowienia okraszone miłą Twoim receptorom wonią wilbropodobną - ino nie wciągaj za mocno i za długo, będziesz miał więcej czasu na "ubieranie" migusia
Po Twoim poście jakaś nostalgia mnie ogarnęła. Z powodu wilbry i z powodu łojenia przez tatkę skóry. Chyba w tamtych czasach wszyscy tak mieliśmy, znaczy się i do czynienia z wilbrą i z braniem (ale trzeba przyznać, że zawsze - przynajmniej w moim wypadku - słusznie) batów. Dziś już tego nie ma. Dzieci trzeba wychowywać bezstresowo. Dasz wpiernicz, to cię za znęcanie się nad dzieckiem zapuszkować nawet mogą. A wilbra, jakież nowe doświadczenia lakiernicze. Paletę kolorów znało się na pamięć, co było spowodowane ubogą ofertą producenta wilbry - oj namieszało się, namieszało, żeby właściwą barwę do modelu dobrać... No i ta "ezoteryka", o której piszesz... Człowiek kończył klejenie za pomocą kleju spreparowanego z wywabiacza plam TRI, malowanie za pomocą wilbry i by w euforii... A dzisiaj co? Wszystko ekologiczne, żadnych emocji... - łezka się w oku kręci...
Ale wiesz co Andrzeju, mamy przynajmniej co wspominać. Nieprawdaż?
W rewanżu przesyłam Ci też wiosenne pozdrowienia okraszone miłą Twoim receptorom wonią wilbropodobną - ino nie wciągaj za mocno i za długo, będziesz miał więcej czasu na "ubieranie" migusia