[Relacja - koniec] Jak-23, Modelik 16/04, 1:33
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
- Heinrich Kosmala
- Posty: 2214
- Rejestracja: sob paź 04 2008, 11:28
- Lokalizacja: Landau/Niemcy
- x 169
[Relacja - koniec] Jak-23, Modelik 16/04, 1:33
Witam,
oto moja pierwsza relacja z budowy na tym forum. Modele kartonowe buduję już od 12 roku życia, do tej pory zbudowałem ich „dość dużo“, co oczywiście nie znaczy o klasie modelarza; jak napisał Kurt Tucholsky „Erfahrung heißt gar nichts. Man kann seine Sache auch 35 Jahre schlecht machen...“ (i moje tłumaczenie; „doświadczenie nic nie znaczy, nawet od 35 lat można coś źle robić …“)
Do dzisiaj ostało się 20 modeli samolotów, które skleiłem w ostatnich 15 latach. Miałem też, jak chyba większość modelarzy, dość długie „przerwy w życiorysie“, najdłuższa trwała15 lat! Aktualnie zabieram się znowu, po ponad rocznej przerwie do pracy i postanowiłem sobie, że tym razem pozostanę wierny modelarstwu „na zawsze“.
Uroczony pracami „precyzyjnego” i „niki68” i zarażony przez nich wirusem kolejarstwa chciałem właściwie budować parowóz Pt-47, ale kompletnie sfrustrowany czekaniem na Godota, czyli na dostawę nakrętek wycinanych laserowo z pewnej firmy w Polsce (czekam aktualnie od 9 tygodni!) postanowiłem „w międzyczasie” zbudować model samolotu. Mój wybór padł na Jaka-23 firmy Modelik”, Nr. 16/04 w skali 1:33, „jakoś lubię” rosyjskie samoloty. W kabinie pilota tego samolotu siedziałem (około minuty) jako 16 letni chłopak i pamiętam, że zrobiło to na mnie bardzo duże wrażenie. Zachwyciła mnie w szczególności lekkość poruszania drążkiem sterowym (może nie był podłączony?!)
Odkryłem na forum relację Marka S. z października 2007, ale ta „przerywa się” po zbudowaniu sporej części kadłuba (dokończyłeś?), w każdym bądź razie będę uważał na rzeczy, które tam do tego etapu budowy zakwalifikowane zostały jako „podejrzane”.
Tak jak się przystoi najpierw wręgi:
Konstrukcja modelu odbiega nieco od tych standardowych, przynajmniej do których ja jestem przyzwyczajony, tzn. wręga-pasek albo wręga-wręga. Pomysł jednej wręgi do łączenia dwóch części kadłuba nie spodobał mi się zupełnie, dorobiłem więc do wręg paski łączące. Część 21 była (dla mnie) stosunkowo trudna do sklejenia bo stosunkowo (a nawet bardzo) długa i o dużych różnicach przekrojów z przodu i z tyłu części. Musiałem się przy tym nieco „napocić”... daje o sobie znać roczna przerwa w działalności modelarskiej.
Postępy w pracy...
Fotel pilota
Wstępna przymiarka części kadłuba „na sucho”, na razie bez klejenia w całość.
Tak jak już opisał „Marek S.” wystąpiły także w moim modelu drobne niedokładności wynikające z niedopracowań wycinanki; za mała wręga 4X (za fotelem pilota), za długie paski poszycia kadłuba (cz. 21) w okolicy tablicy przyrządów, ale na razie nie ma to jednak wpływu na wygląd i stabilność segmentów.
oto moja pierwsza relacja z budowy na tym forum. Modele kartonowe buduję już od 12 roku życia, do tej pory zbudowałem ich „dość dużo“, co oczywiście nie znaczy o klasie modelarza; jak napisał Kurt Tucholsky „Erfahrung heißt gar nichts. Man kann seine Sache auch 35 Jahre schlecht machen...“ (i moje tłumaczenie; „doświadczenie nic nie znaczy, nawet od 35 lat można coś źle robić …“)
Do dzisiaj ostało się 20 modeli samolotów, które skleiłem w ostatnich 15 latach. Miałem też, jak chyba większość modelarzy, dość długie „przerwy w życiorysie“, najdłuższa trwała15 lat! Aktualnie zabieram się znowu, po ponad rocznej przerwie do pracy i postanowiłem sobie, że tym razem pozostanę wierny modelarstwu „na zawsze“.
Uroczony pracami „precyzyjnego” i „niki68” i zarażony przez nich wirusem kolejarstwa chciałem właściwie budować parowóz Pt-47, ale kompletnie sfrustrowany czekaniem na Godota, czyli na dostawę nakrętek wycinanych laserowo z pewnej firmy w Polsce (czekam aktualnie od 9 tygodni!) postanowiłem „w międzyczasie” zbudować model samolotu. Mój wybór padł na Jaka-23 firmy Modelik”, Nr. 16/04 w skali 1:33, „jakoś lubię” rosyjskie samoloty. W kabinie pilota tego samolotu siedziałem (około minuty) jako 16 letni chłopak i pamiętam, że zrobiło to na mnie bardzo duże wrażenie. Zachwyciła mnie w szczególności lekkość poruszania drążkiem sterowym (może nie był podłączony?!)
Odkryłem na forum relację Marka S. z października 2007, ale ta „przerywa się” po zbudowaniu sporej części kadłuba (dokończyłeś?), w każdym bądź razie będę uważał na rzeczy, które tam do tego etapu budowy zakwalifikowane zostały jako „podejrzane”.
Tak jak się przystoi najpierw wręgi:
Konstrukcja modelu odbiega nieco od tych standardowych, przynajmniej do których ja jestem przyzwyczajony, tzn. wręga-pasek albo wręga-wręga. Pomysł jednej wręgi do łączenia dwóch części kadłuba nie spodobał mi się zupełnie, dorobiłem więc do wręg paski łączące. Część 21 była (dla mnie) stosunkowo trudna do sklejenia bo stosunkowo (a nawet bardzo) długa i o dużych różnicach przekrojów z przodu i z tyłu części. Musiałem się przy tym nieco „napocić”... daje o sobie znać roczna przerwa w działalności modelarskiej.
Postępy w pracy...
Fotel pilota
Wstępna przymiarka części kadłuba „na sucho”, na razie bez klejenia w całość.
Tak jak już opisał „Marek S.” wystąpiły także w moim modelu drobne niedokładności wynikające z niedopracowań wycinanki; za mała wręga 4X (za fotelem pilota), za długie paski poszycia kadłuba (cz. 21) w okolicy tablicy przyrządów, ale na razie nie ma to jednak wpływu na wygląd i stabilność segmentów.
Ostatnio zmieniony ndz maja 13 2018, 18:36 przez Heinrich Kosmala, łącznie zmieniany 5 razy.
Re: (Relacja) Jak-23, Modelik 16/04, 1:33
Zapewne miałeś na myśli kąt zaklinowania (ew. nastawienia) skrzydła, ponieważ kąt natarcia jest zmienny i zależny od aktualnego opływu strug powietrza wokół skrzydła.Heinrich Kosmala pisze: [...] geometrii skrzydła - nazywa to się kątem natarcia? [...]
Witam, tak skromnie polecę ci moja relację z klejenia tego modelu. Myślę ,że chyba zawarłem tam wszystkie kłopoty jakie miałem z tym modelem. Życzę powodzenia i będę obserwował.
http://www.papermodels.pl/topics1/relac ... k-23+flora
Pozdrawiam.
http://www.papermodels.pl/topics1/relac ... k-23+flora
Pozdrawiam.
Witaj
Noooo no, ale mnie zaskoczyłeś. Samolot?
Oczywiście z ogromną przyjemnością będę tu zaglądał, co niewątpliwie oznacza motywującą czepliwość ... ten typ tak ma. Popełniłem w swoim żywocie kilka samolotów, więc fajnie pokibicować.
Pozdrawiam
Noooo no, ale mnie zaskoczyłeś. Samolot?
Oczywiście z ogromną przyjemnością będę tu zaglądał, co niewątpliwie oznacza motywującą czepliwość ... ten typ tak ma. Popełniłem w swoim żywocie kilka samolotów, więc fajnie pokibicować.
Pozdrawiam
Ol49;Cid21;Od2;Px48;Coalbrookdale Loc. - R. Trevithicka; Tyn6 - modele ukończone.
W modelarstwie nie ma dróg na skróty. Może być albo dobrze, albo źle!!!
W modelarstwie nie ma dróg na skróty. Może być albo dobrze, albo źle!!!
- Heinrich Kosmala
- Posty: 2214
- Rejestracja: sob paź 04 2008, 11:28
- Lokalizacja: Landau/Niemcy
- x 169
MrJedi masz oczywiście rację, użyłem błędnego określenia, powinno być „kąt nastawienia skrzydła“ (dla pewności jeszcze pogooglowałem).
Partyzant, dzięki za link, Twojej relacji nie znałem. Już po pobieżnym przejrzeniu wiem, że będzie to dla mnie olbrzymią pomocą. Ja też nie mogę zrozumieć zalecanej kolejności klejenia, w szczególności kabiny, jeszcze przed przeczytaniem Twojej relacji miałem zamiar skleić to tak, jak opisałeś. Części 27X i 28X i tak miałem zamiar wkleić w skrzydła a nie na kadłub, dla mnie to wygodniej, tak też to robiłem we wszystkich innych swoich modelach.
Niki68, dzięki za odwiedziny, zapowiedź kibicowania i konstruktywnej krytyki, znając Cię z publikacji na forum „już się trochę boję“ (oczywiście żart). Powody, dlaczego samolot a nie parowóz opisałem na wstępie relacji
Już na tym etapie budowy zdecydowałem się na zamocowanie drutów anteny do kadłuba, bo później chyba miałbym z tym problemy. Metoda na „nitkę z rajstopy“ jest już chyba powszechnie znana, ja stosuję ją co najmniej od 20 lat. Uważam, że optycznie wygląda to o wiele lepiej niż najcieńszy drucik (mój najcieńszy ma 0,2 mm – to byłby w oryginale drut o średnicy 6,6mm!). A tak przy okazji: czy ktoś wie, jakiej grubości (o jakim przekroju) były „druty“ anteny (jak to nazywa się fachowo?) w samolotach z tamtych czasów?
Najpierw przekłuwam w kadłubie (tam gdzie plan przewiduje mocowanie) otworki igłą od strzykawki o średnicy 0,7 mm, mocuję kropelką kleju napiętą nitkę z rajstopy do czubka igły insulinowej (0,3 mm), po 10 – 20 sekundach można już „tę konstrukcję“ przepchnąć do wnętrza kadłuba i tam (od wewnątrz) tę nitkę przytwierdzić kropelką kleju. Próby przepychania od razu, czyli igłą insulinową z przyklejoną do niej nitką bez uprzedniego zrobienia nieco większego otwory kończyły się za każdym razem niepowodzeniem – nitka nie chciała przejść przez tak wąski otwór i zostawała na zewnątrz.
Przednią część kabiny pilota pod tablicą przyrządów, czyli wręgę 2 zamalowałem szarym akrylem, inaczej byłoby widać napis 2X – no chyba, że przegapiłem jakąś część, która tu powinna być naklejona… W końcu i tak się okazało, że niepotrzebnie, bo po całkowitym sklejeniu kabiny tej „wnęki na nogi“ pod tablicą przyrządów praktycznie nie widać, tak samo orczyka.
Przykleiłem dno kabiny pilota do szkieletu (jak się po fakcie okazało niepotrzebnie, bo i tak trzyma, na samo pasowanie), dopiero potem tablicę przyrządów do wręgi 2X (inaczej nie wsunąłby się orczyk!), następnie wsunąłem poszycie kadłuba - część 21 – i miałem zamiar skleić je na stałe z brzegami wykroju kabiny – ale okazało się zbyteczne (ciasne pasowanie, nawet nie byłoby gdzie wcisnąć kleju), wreszcie zamocowałem na stałe wyposażenie kabiny – fotel i drążek sterowy. Celownik przykleję dopiero bezpośredni przed zamocowaniem oszklenia kabiny, jest zbyt filigranowy, obawiam się uszkodzeń przy montażu innych części.
Tablica przyrządów nie podobała mi się, dla mnie zbyt jaskrawe i nienaturalne kolory, przerobiłem więc (używam Paint Shop Pro X) z oryginalnego zdjęcia kabiny pilota z jakiejś rosyjskiej strony internetowej, wygląda (przynajmniej w moim odczuciu) lepiej, tzn. bardziej naturalnie.
Jeszcze raz, przed czym ostrzegał także Partyzant; nie trzymać się przy tym segmencie kolejności klejenia zalecanej przez autora wycinanki! Inaczej gwarantowane załamanie nerwowe, nie ma żadnych szans na wklejenie tablicy bez uszkadzanie innych części.
Zrobiła mi się „rozdziawa“ na cz. 21 przy tablicy przyrządów. Zaszpachlowałem i zamalowałem pędzelkiem akrylem metalic-silver, ale wygląda jeszcze gorzej niż przed retuszem, nigdy więcej!!! Na szczęście „live“ wygląda to jeszcze znośnie, zdjęcie wyolbrzymia to potężnie. Ta farba nadaje się za to idealnie do retuszu krawędzi kartonu po cięciu.
Partyzant, dzięki za link, Twojej relacji nie znałem. Już po pobieżnym przejrzeniu wiem, że będzie to dla mnie olbrzymią pomocą. Ja też nie mogę zrozumieć zalecanej kolejności klejenia, w szczególności kabiny, jeszcze przed przeczytaniem Twojej relacji miałem zamiar skleić to tak, jak opisałeś. Części 27X i 28X i tak miałem zamiar wkleić w skrzydła a nie na kadłub, dla mnie to wygodniej, tak też to robiłem we wszystkich innych swoich modelach.
Niki68, dzięki za odwiedziny, zapowiedź kibicowania i konstruktywnej krytyki, znając Cię z publikacji na forum „już się trochę boję“ (oczywiście żart). Powody, dlaczego samolot a nie parowóz opisałem na wstępie relacji
Już na tym etapie budowy zdecydowałem się na zamocowanie drutów anteny do kadłuba, bo później chyba miałbym z tym problemy. Metoda na „nitkę z rajstopy“ jest już chyba powszechnie znana, ja stosuję ją co najmniej od 20 lat. Uważam, że optycznie wygląda to o wiele lepiej niż najcieńszy drucik (mój najcieńszy ma 0,2 mm – to byłby w oryginale drut o średnicy 6,6mm!). A tak przy okazji: czy ktoś wie, jakiej grubości (o jakim przekroju) były „druty“ anteny (jak to nazywa się fachowo?) w samolotach z tamtych czasów?
Najpierw przekłuwam w kadłubie (tam gdzie plan przewiduje mocowanie) otworki igłą od strzykawki o średnicy 0,7 mm, mocuję kropelką kleju napiętą nitkę z rajstopy do czubka igły insulinowej (0,3 mm), po 10 – 20 sekundach można już „tę konstrukcję“ przepchnąć do wnętrza kadłuba i tam (od wewnątrz) tę nitkę przytwierdzić kropelką kleju. Próby przepychania od razu, czyli igłą insulinową z przyklejoną do niej nitką bez uprzedniego zrobienia nieco większego otwory kończyły się za każdym razem niepowodzeniem – nitka nie chciała przejść przez tak wąski otwór i zostawała na zewnątrz.
Przednią część kabiny pilota pod tablicą przyrządów, czyli wręgę 2 zamalowałem szarym akrylem, inaczej byłoby widać napis 2X – no chyba, że przegapiłem jakąś część, która tu powinna być naklejona… W końcu i tak się okazało, że niepotrzebnie, bo po całkowitym sklejeniu kabiny tej „wnęki na nogi“ pod tablicą przyrządów praktycznie nie widać, tak samo orczyka.
Przykleiłem dno kabiny pilota do szkieletu (jak się po fakcie okazało niepotrzebnie, bo i tak trzyma, na samo pasowanie), dopiero potem tablicę przyrządów do wręgi 2X (inaczej nie wsunąłby się orczyk!), następnie wsunąłem poszycie kadłuba - część 21 – i miałem zamiar skleić je na stałe z brzegami wykroju kabiny – ale okazało się zbyteczne (ciasne pasowanie, nawet nie byłoby gdzie wcisnąć kleju), wreszcie zamocowałem na stałe wyposażenie kabiny – fotel i drążek sterowy. Celownik przykleję dopiero bezpośredni przed zamocowaniem oszklenia kabiny, jest zbyt filigranowy, obawiam się uszkodzeń przy montażu innych części.
Tablica przyrządów nie podobała mi się, dla mnie zbyt jaskrawe i nienaturalne kolory, przerobiłem więc (używam Paint Shop Pro X) z oryginalnego zdjęcia kabiny pilota z jakiejś rosyjskiej strony internetowej, wygląda (przynajmniej w moim odczuciu) lepiej, tzn. bardziej naturalnie.
Jeszcze raz, przed czym ostrzegał także Partyzant; nie trzymać się przy tym segmencie kolejności klejenia zalecanej przez autora wycinanki! Inaczej gwarantowane załamanie nerwowe, nie ma żadnych szans na wklejenie tablicy bez uszkadzanie innych części.
Zrobiła mi się „rozdziawa“ na cz. 21 przy tablicy przyrządów. Zaszpachlowałem i zamalowałem pędzelkiem akrylem metalic-silver, ale wygląda jeszcze gorzej niż przed retuszem, nigdy więcej!!! Na szczęście „live“ wygląda to jeszcze znośnie, zdjęcie wyolbrzymia to potężnie. Ta farba nadaje się za to idealnie do retuszu krawędzi kartonu po cięciu.
Ostatnio zmieniony ndz maja 13 2018, 18:39 przez Heinrich Kosmala, łącznie zmieniany 4 razy.
Witam równolatka. Myślałem, że jestem tu najstarszym "modelarzem" a tu proszę. Ja zacząłem w wieku 11 lat od pierwszego nr MM z 1957 roku. Przerwę miałem dłuższą niż kolega i w chwili obecnej muszę sobie przypominać "chwyty" jakie się kiedyś stosowało. Serdecznie pozdrawiam. Oczywiście będę podglądał co się tu wyprawia. Powodzenia.
- Heinrich Kosmala
- Posty: 2214
- Rejestracja: sob paź 04 2008, 11:28
- Lokalizacja: Landau/Niemcy
- x 169
Ostoja, witam na widowni. Poza pasją do modelarstwa i wiekiem łączy nas jeszcze coś – ja też latałem szybowcami! No może trochę przesadziłem; był jeden (Czapla) i wylatałem tylko około 3 godzin. Potem jakiś genialny mechanik na naszym lotnisku próbował w hangarze czyścić silnik samolotu szmatą nasączoną w benzynie... zrobiło puff – i spalił się hangar ze wszystkimi tam stojącymi samolotami i szybowcami. No a potem życie potoczyło się inaczej, i nie zostałem pilotem.
Ponieważ celownik w międzyczasie już parę razy spadł mi na podłogę (czas szukania ca. 5 minut) i tak w ogóle lubił się ciągle gdzieś tam zawieruszać, postanowiłem go już teraz wkleić.
No a jeżeli już, to musiałem też przykleić oszklenie kabiny, inaczej uszkodziłbym go przy pierwszej okazji. I tutaj zaczęło się...
Z oszkleniem kabiny miałem zawsze problemy, pozostało to do dzisiaj moją piętą Achillesową. Mam gotowe wytłoczki firmy Gomix, chyba przed 20 laty kupiłem ze 100 sztuk, oczywiście nie do jednego, tylko do różnych samolotów, tak że mam spore zapasy. Poszycie osłony przyklejam do wytłoczki taśmą dwustronnie klejącą. Łapie natychmiast – i „na stałe”, żadnych pobrudzeń klejem, czyli niby dobrze, ale mnie przykleja się dosłownie wszystko źle, czyli krzywo. Wyszło coś takiego...
Miałem dwie możliwości – wkleić osłonę kabiny jako otwartą (nie byłoby widać szczelin na styku tych dwóch części) albo zrobić na nowo. Zdecydowałem się na nowe podejście, wynik (dla mnie) „może być”, idealnie to to w dalszym ciągu nie jest.
Przy tej okazji zlikwidowałem ten okropny „retusz” przed kabiną pilota, naklejając mały pasek z koloru zapasowego
A może zna ktoś „patent” na oklejanie kopułek poszyciem? W szczególności dla faceta po 60-ce, którego ręce i oczy już nie takie, jak przed 40 laty... Na oczy są okulary i lupa (mam), na ręce niewiele da się poradzić.
Zaczynam tylną część kadłuba. W owiewkę końcową kadłuba wkleiłem oszlifowaną i pomalowaną na biało końcówkę wykałaczki jako imitację światła pozycyjnego. Czy to światło rzeczywiście było białe?
Przykleiłem szkielet statecznika pionowego. Zastanawia mnie, dlaczego otwór na umocowanie dźwigara usterzenia poziomego jest tak duży – pasuje tam jeszcze wykałaczka!
Ponieważ celownik w międzyczasie już parę razy spadł mi na podłogę (czas szukania ca. 5 minut) i tak w ogóle lubił się ciągle gdzieś tam zawieruszać, postanowiłem go już teraz wkleić.
No a jeżeli już, to musiałem też przykleić oszklenie kabiny, inaczej uszkodziłbym go przy pierwszej okazji. I tutaj zaczęło się...
Z oszkleniem kabiny miałem zawsze problemy, pozostało to do dzisiaj moją piętą Achillesową. Mam gotowe wytłoczki firmy Gomix, chyba przed 20 laty kupiłem ze 100 sztuk, oczywiście nie do jednego, tylko do różnych samolotów, tak że mam spore zapasy. Poszycie osłony przyklejam do wytłoczki taśmą dwustronnie klejącą. Łapie natychmiast – i „na stałe”, żadnych pobrudzeń klejem, czyli niby dobrze, ale mnie przykleja się dosłownie wszystko źle, czyli krzywo. Wyszło coś takiego...
Miałem dwie możliwości – wkleić osłonę kabiny jako otwartą (nie byłoby widać szczelin na styku tych dwóch części) albo zrobić na nowo. Zdecydowałem się na nowe podejście, wynik (dla mnie) „może być”, idealnie to to w dalszym ciągu nie jest.
Przy tej okazji zlikwidowałem ten okropny „retusz” przed kabiną pilota, naklejając mały pasek z koloru zapasowego
A może zna ktoś „patent” na oklejanie kopułek poszyciem? W szczególności dla faceta po 60-ce, którego ręce i oczy już nie takie, jak przed 40 laty... Na oczy są okulary i lupa (mam), na ręce niewiele da się poradzić.
Zaczynam tylną część kadłuba. W owiewkę końcową kadłuba wkleiłem oszlifowaną i pomalowaną na biało końcówkę wykałaczki jako imitację światła pozycyjnego. Czy to światło rzeczywiście było białe?
Przykleiłem szkielet statecznika pionowego. Zastanawia mnie, dlaczego otwór na umocowanie dźwigara usterzenia poziomego jest tak duży – pasuje tam jeszcze wykałaczka!
Ostatnio zmieniony ndz maja 13 2018, 18:42 przez Heinrich Kosmala, łącznie zmieniany 4 razy.
Henryk napisał: "wylatałem tylko około 3 godzin"
Mam ponad 200 razy więcej. To nie jest dużo. Załapałem się nawet na Jaskółkę. Robiłem kurs samolotowy i mam dwa loty samodzielne na Jaku 18. Z powodu intensywnej pracy zawodowej jako konstruktor lotniczy musiałem przerwać latanie. Tak to czasem bywa. Pozdrawiam. JR.
Mam ponad 200 razy więcej. To nie jest dużo. Załapałem się nawet na Jaskółkę. Robiłem kurs samolotowy i mam dwa loty samodzielne na Jaku 18. Z powodu intensywnej pracy zawodowej jako konstruktor lotniczy musiałem przerwać latanie. Tak to czasem bywa. Pozdrawiam. JR.
- Heinrich Kosmala
- Posty: 2214
- Rejestracja: sob paź 04 2008, 11:28
- Lokalizacja: Landau/Niemcy
- x 169
Kształtowanie krawędzi papieru kredowego jest (dla mnie) o wiele trudniejsze niż zwykłego kartonu, ja robię zagięcia, np. krawędzi natarcia skrzydła albo statecznika po stopniowym wyginaniu „na wszystkim” co mam pod ręką (najpierw na krawędzi stołu, potem na rurkach o różnym przekroju – od 10 do 2 mm), ostatecznie bardzo delikatnie na kancie linijki metalowej, wynik jest moim zdaniem wystarczająco dobry. Generalnie trzeba się jednak z takim papierem o wiele bardziej „napieścić”, czyli wolno, kroczek za kroczkiem, z wyczuciem i bardzo cierpliwie. Potraktowany przemocą mści się bardzo brzydkimi, nierównymi i ponadłamywanymi krawędziami.
Żeby zapewnić prostolinijność krawędzi spływu po sklejeniu dociskam je książkami. Nakleiłem statecznik pionowy i po wklejeniu dźwigara statecznik poziomy. W stateczniku pionowym widać nitkę anteny, będzie na samym końcu po jej naprężeniu przyklejona do masztu anteny. Stateczniki poziome nie są jeszcze sklejone na obrzeżach, tutaj też wejdą nitki przewodów bocznych anteny.
Poszycie stateczników poziomych uzupełniłem od wewnątrz o takie częściowe wręgi przy krawędziach natarcia, bo obawiałem się, że inaczej nie będą tak dobrze pasować owiewki (ta to się nazywa? – ten pasek łączący na przejściu kadłub – statecznik).
Przejście kadłub – stateczniki było trochę niedokładnie dopasowane, musiałem dość dużo szlifować- chyba, że źle ukształtowałem statecznik pionowy. Przykleiłem owiewki usterzenia.
Jutro zaczynam wnęki podwozia.
Żeby zapewnić prostolinijność krawędzi spływu po sklejeniu dociskam je książkami. Nakleiłem statecznik pionowy i po wklejeniu dźwigara statecznik poziomy. W stateczniku pionowym widać nitkę anteny, będzie na samym końcu po jej naprężeniu przyklejona do masztu anteny. Stateczniki poziome nie są jeszcze sklejone na obrzeżach, tutaj też wejdą nitki przewodów bocznych anteny.
Poszycie stateczników poziomych uzupełniłem od wewnątrz o takie częściowe wręgi przy krawędziach natarcia, bo obawiałem się, że inaczej nie będą tak dobrze pasować owiewki (ta to się nazywa? – ten pasek łączący na przejściu kadłub – statecznik).
Przejście kadłub – stateczniki było trochę niedokładnie dopasowane, musiałem dość dużo szlifować- chyba, że źle ukształtowałem statecznik pionowy. Przykleiłem owiewki usterzenia.
Jutro zaczynam wnęki podwozia.
Ostatnio zmieniony ndz maja 13 2018, 18:43 przez Heinrich Kosmala, łącznie zmieniany 2 razy.