[relacja] Przeznaczenie Damiana Churruca
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
Przeszłość:
Budowę okrętu rozpoczynano od położenia stępki. W tym względzie nic się nie zmieniło do dnia dzisiejszego. Jedynie współczesne "stępki" to najczęściej sekcje dna podwójnego a stępki ówczesne były zwykłą belką, wyciosaną z drewnianej kłody o sporych wymiarach. Do stępki mocowano denniki a do denników wręgi. Górne końce wręgów spięte były pokładnikami i w ten sposób powstawała zamknięta rama. Pokładniki były na tylu poziomach ile przewidywano pokładów. Obciążenie z pokładów było przenoszone poprzez denniki na podpory (pilersy), a z podpór na denną część konstrukcji. W przypadku kilku pokładów podpory musiały stać w pionie, dokładnie jedna nad drugą tak by nie nastąpił rozdział obciążeń w kierunkach bocznych. Takie ramy wręgowe ustawiano jedna za drugą bardzo gęsto. W XVIII wieku odstęp wręgowy przyjmowano jako długość okrętu x 0,027 dla jednostek handlowych i długość x 0,0172 dla okrętów wojennych. Dla naszego okrętu, którego długość wynosiła 86,5m, odstęp wręgowy wynosiłby około 1,5m. Czyli należało zamontować około 65 takich ram. Oczywiście każda rama miała inne wymiary. Poszczególne ramy były powiązane ze sobą wzdłużnikami. Występowały wzdłużniki denne (nadstępki), obłowe, burtowe i pokładowe. Wszystko razem tworzyło bardzo wytrzymałą a jednocześnie elastyczną konstrukcję. Całość powstałego w ten sposób szkieletu była obłożona poszyciem zewnętrznym a dla jednostek większych niż 400 ton wyporności oraz dla jednostek wojennych również poszyciem wewnętrznym. Poszczególne elementy wykonywano z różnych rodzajów drewna, które wcześniej było całymi latami sezonowane. Tak więc zapasy drewna w stoczniach musiały być gigantyczne.
Współczesność:
Prace postępują. Po najniższym pokładzie pierwszym powstał pokład drugi. Oto on w stanie surowym:
Tutaj powstaje pokład trzeci a pokład drugi otrzymał luk zejściowy na pokład pierwszy oraz wstępny szlif:
pokład trzeci po wstępnym szlifie:
a tu przygotowania pod pokład rufowy czyli czwarty:
wszystkie pokłady na miejscu, wszystkie mają wznios poprzeczny oraz wznios dziobowy i rufowy czyli są gięte w dwóch kierunkach, wzdłużnym i poprzecznym:
Teraz przyszedł moment, którego nie lubię. Korekta kształtów i upłynnianie linii kadłuba:
Z pomocą przyszło małe urządzonko, które znalazłem w Leroy Merlin. Tanie (68 zeta), niewielkie, poręczne, moc tylko 100W ale do modeli w sam raz. Okazało się bardzo pomocne. Co prawda hałasuje jakby miało 500W ale odwala czarną robotę.
W końcu przyszła kolej na nadburcia dziobowe i rufowe. Okręcik powoli zaczyna nabierać kształtów. Pokłady i luki otrzymały obramowania:
Ostatnio zmieniony czw lut 18 2010, 17:48 przez Jeta, łącznie zmieniany 1 raz.
To co widać na fotkach to prawdziwe gwoździe. Były w zestawie więc użyłem. Wg opisu miały być mosiężne a niestety okazały się być stalowymi a tylko pomosiądzowanymi. Niestety odkryłem to dopiero podczas szlifowania pokładów, kiedy to ładne złote kropki zaczęły się zamieniać na srebrne. Tak już musi zostać bo wyciągać ich nie będę. Na szczęście pokłady będą w dużej części przysłonięte wyposażeniem i kolor gwoździ zejdzie na drugi plan. Dla poszycia burtowego nabyłem już prawdziwe mosiężne. Szukałem miedzianych ale nie udało mi się znaleźć odpowiednio małych.
Rozpoczął się montaż poszycia:
Model ma dwojakie poszycie. W części nadwodnej poszycie jest podwójne a miejscami nawet potrójne. Wynika to ze wzmocnień poszycia charakterystycznych dla okrętów wojennych. Wzmacniane były pasy poszycia pokładów działowych. W związku z tym pierwsza warstwa poszycia w części nadwodnej nie musi być wykonana super precyzyjnie jako, że będzie pokrytą drugą.
Poszycie to listewki teakowe o grubości 2mm. Sztywne i kruche a poszycie wymaga ich zaginania nawet pod kątem 90 stopni na rufie. Jest kilka sposobów gięcia listewek.
1- można je giąć przy pomocy specjalnych szczypiec zgniatając raz koło razu. Nie mam takiego narzędzia i nigdy tego nie robiłem więc efekt takiego gięcia jest dla mnie również nieznany
2- można listewki moczyć w roztworze wody i amoniaku. Tego też nigdy nie robiłem ale obawiam się, że namoczone listewki spuchną a potem kiedy wyschną będą się tworzyły szpary
3- gięcie listewek nad parą. To sposób który był stosowany przy budowie prawdziwych okrętów o drewnianej konstrukcji. Efekt działania pary jest doprawdy zdumiewający. Listwy można zginać pod kątem prostym. Oto drobny przykład możliwości:
Przy listwowaniu burt nie wolno zapomnieć o klejeniu listew jedna do drugiej. Tylko w ten sposób uzyskamy mocną konstrukcję. W przeciwnym wypadku poszycie będzie się uginać i zapadać.
Listwowanie takiego modelu daje możliwość potrenowania nakładania kleju na krawędź listwy z jednego pociągnięcia aplikatora. Przy końcu poszycia dochodzi się już do niezłej wprawy Wyciskanym klejem nie ma się co przejmować bo i tak wszystko musi być szlifowane.
Część nadwodna już poszyta i wstępnie przeszlifowana:
Przed przystąpieniem po poszywania części podwodnej wmontowałem w szkielet nakrętki, które posłużą później do zamocowania modelu do podstawy.
Po zamontowaniu zalałem je klejem.
Początek poszywania części dennej. Tutaj trzeba się przyłożyć bo to już ostateczne poszycie, które będzie stanowiło o wyglądzie modelu. Dlatego też nie używam gwoździ, które to wmontuję dopiero po wstępnym przeszlifowaniu całości a przed ostatecznym szlifowaniem. Jak już wspomniałem będą mosiężne. Poobcinam im łebki dla otrzymania ładnych, malutkich i okrąglutkich złotych kropeczek. Nie najgorszym sposobem mocowania kolejnych listew jest użycie pinezek. Muszą być jednak dobrej jakości tzn. ostrze musi być lutowane do kapelusza. Przy dobijaniu kapelusze ustawiają się pod różnymi kątami, zależnie od kształtu kadłuba i ostrza pinezek się wyginają. Jeżeli pinezki są kiepskie to się rozpadają.
Kilka słów na temat gięcia listewek nad parą:
Tradycyjny czajnik z dzióbkiem napełniamy wodą do takiego poziomu by wlot do dzióbka był odkryty. Czajnik na gaz i gotujemy. Kiedy zaczyna lecieć z dzióbka para możemy przystąpić do działania. Chwytamy koniec listewki w kombinerki, kontakt gołej ręki z parą nie należy do przyjemnych, i układamy listewkę tuż przy wylocie, w miejscu gdzie pary jeszcze nie widać. To jest najbardziej efektywe położenie robocze. Po kilku sekundach zaczynamy naciskać na drugi koniec listewki w żądanym kierunku. Listewka w miejscu nagrzania zacznie się lekko poddawać. Naciskamy delikatnie i stopniowo, na tyle na ile listewka pozwala. Zbyt duża siła spowoduje pęknięcie listewki i jest po zabawie. Po osiągnięciu odpowiedniego wygięcia zabieramy listewkę znad pary stale utrzymując uzyskany kształt. Teraz dmuchamy dla jej ostudzenia. Jeżeli po wystudzeniu okaże się, że krzywizna jest za mała czynność powtarzamy. Ostre gięcia wykonujemy na dwa lub trzy podejścia. Zabawy jest sporo ale szybko dochodzi się do niezłej wprawy i wygięcie listewki do żądanego kształtu trwa kilkadziesiąt sekund. Listwę można tak powyginać, że będzie pasowała do kształtu kadłuba bez konieczności jej dociągania. Gięcie listew nad parą nie powoduje ich puchnięcia. W suszarniach suszy się drewno także przy użyciu pary. Brzmi to może nieprawdopodobnie ale tak jest.
Tak więc czajniczek sobie bulgocze gdzieś obok a my sobie montujemy listewkę za listewką. Średnia wychodzi trzy do pięciu listewek na godzinę.
Taka zabawa z listewkami i parą ma kilka zalet:
- poprawia klimat w wysuszonym mieszkaniu
- cały czas ma się na podorędziu wrzątek na herbatkę
- odgłos bulgoczącego czajnika koi skołatane nerwy
Ostatnio zmieniony czw lut 18 2010, 17:47 przez Jeta, łącznie zmieniany 1 raz.
- herbaciany
- Posty: 670
- Rejestracja: czw lis 04 2004, 23:22
- Lokalizacja: Strzegom
Poniższa fotka ilustruje na ile precyzyjnie można wygiąć listwę poszycia przy użyciu pary. Prezentowana listewka leży sobie swobodnie oparta tylko o dwa malutkie gwoździki. Bez mała sama przylega do wręgów. Mocowanie tak przygotowanej listewki to już tylko formalność.
Na rufie listwy układają się w wachlarzyk. Nie należy dociągać ich do siebie na siłę. Przestrzenie między nimi zostaną wypełnione na końcu odpowiednio przyciętymi klinami. Identycznie postępowano na prawdziwych budowach.
Na tej fotce widać z kolei jak bardzo trzeba wyginać listwy na pawęży. Tak ostrego gięcia raczej nie uda się zrobić z jednego podejścia. Ja robiłem je na dwa, trzy razy.
Tak więc wspomniany czajnik sobie bulgocze cichutko na gazie, czas biegnie w sposób zupełnie niezauważalny a ja listewka za listewką posuwam się do przodu:
i dalej:
i już blisko mety:
aż tu nagle koniec! Huuuuraaaa!!!!
Teraz tylko dzionek szlifowania i będzie OK
Ostatnio zmieniony czw lut 18 2010, 17:47 przez Jeta, łącznie zmieniany 1 raz.
Kadłub przeszlifowany. Wstępnie był obrobiony tarnikiem, potem szlifierką a na koniec ręcznie. To jeszcze nie jest ostateczne szlifowanie i należy o tym pamiętać bo listewki poszycia mają tylko 2mm grubości. Po sklejeniu całego poszycia model stał się sztywny i sprawiający wrażenie bardzo mocnej konstrukcji przestrzennej.
Dokładne oględziny po szlifowaniu uwidaczniają maleńkie szczeliny, szczególnie tam, gdzie były wstawiane klinowe zamknięcia poszycia.
Te mikroskopijne można zatrzeć mieszaniną pyłu od szlifowania i rozcieńczonego kleju. Tych ciut większych pozbywałem się metodą klinowania. Przygotowujemy maleńkie kliniki odłupując je z odpadów listewek:
Następnie taki klinik umoczony w kleju wciskamy w szczelinkę:
Po przeszlifowaniu tego miejsca szalenie trudno znaleźć miejsce naprawy:
Wygląda na to, że tzw "brudna robota" już poza mną. Teraz każdy nowy element będzie przybliżał model do ostatecznego wyglądu. Nie prowadzę dokładnego rejestru poświęconego modelowi czasu ale z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że ten etap to około 100 rbg.
Dokładne oględziny po szlifowaniu uwidaczniają maleńkie szczeliny, szczególnie tam, gdzie były wstawiane klinowe zamknięcia poszycia.
Te mikroskopijne można zatrzeć mieszaniną pyłu od szlifowania i rozcieńczonego kleju. Tych ciut większych pozbywałem się metodą klinowania. Przygotowujemy maleńkie kliniki odłupując je z odpadów listewek:
Następnie taki klinik umoczony w kleju wciskamy w szczelinkę:
Po przeszlifowaniu tego miejsca szalenie trudno znaleźć miejsce naprawy:
Wygląda na to, że tzw "brudna robota" już poza mną. Teraz każdy nowy element będzie przybliżał model do ostatecznego wyglądu. Nie prowadzę dokładnego rejestru poświęconego modelowi czasu ale z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że ten etap to około 100 rbg.
Frezowanie gniazda pod stewę dziobową:
i stewa na swoim miejscu:
Zewnętrzne poszycie części nadwodnej
Tym razem kleiłem klejem kontaktowym Pattex Universal Classic. Ta warstwa poszycia to cieniutki 0,5 mm fornir. Nie było potrzeby gięcia nad parą. Tak cienki fornir układa się jak papier. Należy jedynie uważać bo jest bardzo kruchy i łatwo się łamie. Pattex Universal to klej działający jak butapren tylko ciut mniej śmierdzący. Klei ponoć wszystko, od papieru poprzez drewno aż do metalu. Mam nadzieję, że nie jest przereklamowany. Smaruje się obydwie powierzchnie i czeka aż klej podeschnie. Po zetknięciu klejonych elementów od razu łapie bardzo mocno. Ponieważ okres oczekiwania to wg instrukcji 15 minut, więc dla przyśpieszenia pracy postanowiłem smarować po trzy paski jednocześnie. I tutaj ostrzeżenie. Można smarować po kilka pasków razem ale natychmiast po posmarowaniu trzeba je rozdzielić. W przeciwnym przypadku , po upływie kilku minut są już nie do rozdzielenia i materiał jest zepsuty lub trzeba je rozcinać nożem co nie jest fajne. Traci się równą krawędź paska.
Poszycie burtowe już przeszlifowane:
Szlifowanie bardzo delikatne bo fornir cieniutki.
Uwaga:
Nie wolno używać do szlifowania papierów używanych wcześniej do drewna ciemnego. Pozostały na papierze ciemny pył natychmiast zostaje wtarty w jasną powierzchnię i jest praktycznie nie do usunięcia. Tak więc nowiutki papierek o gradacji 200 lub wyższej.
i stewa na swoim miejscu:
Zewnętrzne poszycie części nadwodnej
Tym razem kleiłem klejem kontaktowym Pattex Universal Classic. Ta warstwa poszycia to cieniutki 0,5 mm fornir. Nie było potrzeby gięcia nad parą. Tak cienki fornir układa się jak papier. Należy jedynie uważać bo jest bardzo kruchy i łatwo się łamie. Pattex Universal to klej działający jak butapren tylko ciut mniej śmierdzący. Klei ponoć wszystko, od papieru poprzez drewno aż do metalu. Mam nadzieję, że nie jest przereklamowany. Smaruje się obydwie powierzchnie i czeka aż klej podeschnie. Po zetknięciu klejonych elementów od razu łapie bardzo mocno. Ponieważ okres oczekiwania to wg instrukcji 15 minut, więc dla przyśpieszenia pracy postanowiłem smarować po trzy paski jednocześnie. I tutaj ostrzeżenie. Można smarować po kilka pasków razem ale natychmiast po posmarowaniu trzeba je rozdzielić. W przeciwnym przypadku , po upływie kilku minut są już nie do rozdzielenia i materiał jest zepsuty lub trzeba je rozcinać nożem co nie jest fajne. Traci się równą krawędź paska.
Poszycie burtowe już przeszlifowane:
Szlifowanie bardzo delikatne bo fornir cieniutki.
Uwaga:
Nie wolno używać do szlifowania papierów używanych wcześniej do drewna ciemnego. Pozostały na papierze ciemny pył natychmiast zostaje wtarty w jasną powierzchnię i jest praktycznie nie do usunięcia. Tak więc nowiutki papierek o gradacji 200 lub wyższej.