Witaj Łosiu.
Dzięki, ale z mojej strony nie jest tak różowo i w niektórych miejscach mi nie poszło.
Co do technik, to nic nowego tu nie wnoszę w stosunku do tego co robią tutaj lepsi ode mnie. Mogę śmiało powiedzieć, że bardzo dużo uczę się z tego co oglądam na forum i adaptuję to do swojej pracy.
Zatem, przed wycięciem – lakier wodny kilka warstw. Kolejne lakierowania wykonuję po 24 godzinach dla utwardzenia się wcześniejszej i tak ze 4 razy. Jak to już wszystko dobrze wyschnie zabieram się za robienie nitów metodą ściętej igły i trasuje linie podziału przytępioną szpilką w obsadce (wszystko przed wycięciem).
Nie stosuje żadnego specjalnego maskowania połączeń przy klejeniu, po prostu staram się maksymalnie precyzyjnie jak tylko mogę spasowywać połączenia (po uprzednim lekkim retuszu krawędzi), bo jak coś wyjdzie ponad w którymś miejscu to po ptokach, żadne szlifowanie i kitowanie nie pomoże, wylezie na wierzch i tak. Co do glutowania – w przypadku obłych części jak kołpak śmigła albo przód zbiornika paliwa stosuję możliwe długie i cierpliwe kształtowanie części i wyoblanie. Odszedłem od metody „chusteczki higienicznej” bo bardzo pogrubia profil i jest chyba bardziej pracochłonna. Wolę wyoblać i „wymiziać” maksymalnie tych kilka części, a potem dokładnie je skleić. Jak to się uda, to glutuje na rzadko -> szlifuje, glutuje i szlifuje- > szlifuje, „miziam”, „miziam”... aż będzie ok. Potem ewentualnie na to dobrze dobrana farba do retuszu (dobór farb to meksyk sam w sobie).
Na koniec równo nałożony lakier bezbarwny naniesiony aerografem zrobi resztę (wg mnie to najlepszy sposób aplikacji lakieru, sprawdziłem na sobie, że za cienki jestem żeby to robić pędzelkiem). Lakier cienką warstwą wyrówna powierzchnie, zostawiając tylko to, co chciałem w miarę lekko uwypuklić – tj. nity i linie łączenia blach.
Ostatnia sprawa to coś co bardzo boli, ale warto. Powoli oswajam się z myślą, że mogę niektóre części lub całe fragmenty robić dwa razy. W przypadku foki była to sekcja kadłuba od ściany ogniowej do miejsca mocowania usterzenia. Sknociłem cały ten fragment po jednej stronie i tak dumałem nad nim chyba z tydzień. Doszedłem do wnioski, że drugi raz w życiu już nie będę robił tego modelu – więc lepiej się przyłożyć. Wyciąłem tylko ostrożnie wnętrze kokpitu, a reszta uległa hm..., destrukcji.
I to w zasadzie wszystko, jak widać żadnej Ameryki nie odkryłem i przepraszam za może przydługi wywód.
*[Galeria/Samolot] Fw-190A-8/R8 Raaabaza-nella!
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
Witaj QN!.
Dzięki za dobrą opinie i bardzo się cieszę, że tak sądzisz. Model skleiłem wykorzystując także Twoje doświadczenia - w szczególności wywalając z 50% szkieletu wewnętrznego w kadłubie, zostawiając tylko to co niezbędne. Ten pierwszy kadłub (który zniszczyłem) sknociłem właśnie przez źle dopasowany przeze mnie szkielet. Za drugim razem dałem sobie z nim spokój i skupiłem się na dopasowywaniu oklejek do siebie, a następnie wypełnianiu ich stopniowo podbudową szkieletu - i tym razem wyszło. Nie twierdze, że to praktyka najlepsza - po prostu w tym modelu zadziałała u mnie jak trzeba.
Dzięki za dobrą opinie i bardzo się cieszę, że tak sądzisz. Model skleiłem wykorzystując także Twoje doświadczenia - w szczególności wywalając z 50% szkieletu wewnętrznego w kadłubie, zostawiając tylko to co niezbędne. Ten pierwszy kadłub (który zniszczyłem) sknociłem właśnie przez źle dopasowany przeze mnie szkielet. Za drugim razem dałem sobie z nim spokój i skupiłem się na dopasowywaniu oklejek do siebie, a następnie wypełnianiu ich stopniowo podbudową szkieletu - i tym razem wyszło. Nie twierdze, że to praktyka najlepsza - po prostu w tym modelu zadziałała u mnie jak trzeba.