*[Relacja/Samolot] Nakajima B5N2 "Kate" na bazie Małego Modelarza
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
-
- Posty: 143
- Rejestracja: pt kwie 09 2010, 17:44
- Lokalizacja: Biłgoraj
- x 8
Rafael pisze:BTW, caly poscierany, a oznaczenia takie malo zuzyte. Czy i one nie powinny byc bardziej sfatygowane? Czy jednak byly odmalowywane? Jak taka roznice wyjasnic? Trwaloscia farby?
No nie wiem, jak dla mnie to odpowiedź była podana w tekście postu Jacoba jeszcze przed zadaniem pytania:stanisław.z pisze:No właśnie ...jak to było z tymi znakami ?
Pozdrawiam.
Mnie to wystarcza i dalej bym nie drążył.jacob pisze:Samoloty te prezentują już dość opłakany stan lakieru, na którym swoją drogą mi zależało, chociaż znaki hinomaru był przez obsługę konserwowane w miarę możliwości.
A robota pierwszorzędna. Nawet żona się zachwyciła, a naprawdę niełatwo ją w ten stan wprawić, jeżeli chodzi o modele.
-Dziadku, ruskie w kosmos poleciały!
-Wszystkie?
-Nie, dwóch tylko.
-To co mi d... zawracasz!?
ZŁO SQUAD
-Wszystkie?
-Nie, dwóch tylko.
-To co mi d... zawracasz!?
ZŁO SQUAD
First things first
Dzięki Wielkie za tak pozytywny odbiór mojego pacykowania samolotu. Po raz pierwszy maluję na taką skalę cały samolot - w dodatku kartonowy, zatem Wasze opinie dają mi nadzieję, że steki przekleństw, które nieraz mi się przy tym wyrywały nie poszły na marne
Ale szczególne podziękowania należą się Żonie Laszlika, to mnie już zupełnie zmotywowało do dalszej roboty. Szanownej Małżonce rączki całuję i gorąco dziękuję za wyrażenie opinii, kłaniam się
-- -------------------------------------------------------------------------------
Chyba warto napisać kilka słów uzasadnienia. Temat malowania japońskich latadeł z tego okresu był i jest wałkowany na różnych forach. Głównie jednak wśród modelarzy plastikowych z oczywistych względów. Jako pierwszy obrazek podaję samolot Mitsuo Fuchidy, chyba przedstawiać nie trzeba. To zdjęcie gdzieś z 1941/42 roku. Samolot odrapany jak nieboskie stworzenie, a przecież na tym etapie wojny to jeszcze nie grat.
A tutaj sekwencja ujęć z japońskiej kroniki wojennej. Rok nie wiem który, ale samolot startuje z pokładu lotniskowca - można zaryzykować stwierdzenie, że może jeszcze sprzed Midway. Też obdrapany niemiłosiernie. Co więcej zwróćcie uwagę na składane skrzydła, pomalowane jakby innym odcieniem farby niż reszta (a może były skanibalizowane z innego samolotu?).
I wreszcie znany KEB-306 z Okinawy z radarem. No ten to już sporo pewnie przeszedł.
Samoloty z różnych okresów wojny, używane, intensywnie używane i w stanie krańcowego zużycia... Na wszystkich odpada farba, ale hinomaru jest względnie w dobrym stanie. Wyjaśnień tego zjawiska mogę przytoczyć dwa. Jedno już napisałem, że obsługa naziemna starała się utrzymać znaki narodowe w dobrej kondycji. Drugie, ważniejsze - wynika ze specyfiki funkcjonowania fabryk samolotów, przepisów wojskowych i warunków eksploatacji. Przed wybuchem wojny jak i już w trakcie samoloty takie jak Kate nie miały fabrycznie nanoszonego kamuflażu (przynajmniej nie wszystkie). Fabrycznie malowano jedynie znaki narodowe. Gdzieś dopiero w 1942 roku obowiązkowo wprowadzono kamuflaż, z uwagi na konieczność maskowania samolotów na lotniskach polowych (przed formalnym rozkazem i tak były malowane na własną rękę w niektórych jednostkach). Malowano samoloty "w krzakach" jak kto mógł i czym mógł, ale generalnie bez farby podkładowej... Możliwe, że w fabrykach znaki hinomaru miały podkład pod sobą, może w jednostkach korygowano ubytki znaków, ale na pewno nie nanoszono farby podkładowej na lotnisku polowym, żeby nanieść zielony kamuflaż. Dlatego tak obłaziły niektóre samoloty, jakość farby nie miała tu tak istotnego znaczenia. Żółte pasy na krawędzi natarcia wprowadzono w 1943 roku, zatem malowano je już na zielonym kamuflażu.
I na koniec wywodu zdjęcie OKI-303 z Okinawy. Samolot ten ma dodatkowo jeszcze ukośny pas tak jak KEB-306. Zazwyczaj jest on odtwarzany na czerwono. Ja z niego zrezygnowałem ponieważ założyłem, że mógł on być nanoszony tylko na samolotach z radarem. Mój fikcyjny OKI-302 go nie ma zatem... Oczywiście pewnie nie mam racji, a może? W każdym razie nie upieram się, że tak było. Po prostu odtworzyłem schemat malowania w oparciu o garść informacji zmieniając przy okazji parę detali.
I na koniec kwestia obdrapań. Żadnej specjalnej techniki w tym nie ma, maska z soli kuchennej. Działa to tak, że na model nanoszę mgiełkę ciepławej wody z aerografu i zaraz po tym solę, porządnie. Używam do tego aero, bo daje drobne kropelki, które nie robią kałuż - ich trzeba unikać. Dlatego trzeba tego pilnować ponieważ sól zamiast się przykleić do wilgotnej powierzchni będzie się rozpuszczać w dużej kropli wody i powstanie roztwór, który w rezultacie zamiast maskować zmiesza się z farbą i zmieni drastycznie jakość powłoki (kolor, strukturę itd.). Po wyschnięciu nadmiar soli usuwam i maluję natryskowo. Potem trzeba tylko to usunąć - co czasem bywa trudne, bo pod farbą ta sól potrafi się dość mocno trzymać. Koniec filozofiji...
To na razie!
Dzięki Wielkie za tak pozytywny odbiór mojego pacykowania samolotu. Po raz pierwszy maluję na taką skalę cały samolot - w dodatku kartonowy, zatem Wasze opinie dają mi nadzieję, że steki przekleństw, które nieraz mi się przy tym wyrywały nie poszły na marne
Ale szczególne podziękowania należą się Żonie Laszlika, to mnie już zupełnie zmotywowało do dalszej roboty. Szanownej Małżonce rączki całuję i gorąco dziękuję za wyrażenie opinii, kłaniam się
-- -------------------------------------------------------------------------------
Chyba warto napisać kilka słów uzasadnienia. Temat malowania japońskich latadeł z tego okresu był i jest wałkowany na różnych forach. Głównie jednak wśród modelarzy plastikowych z oczywistych względów. Jako pierwszy obrazek podaję samolot Mitsuo Fuchidy, chyba przedstawiać nie trzeba. To zdjęcie gdzieś z 1941/42 roku. Samolot odrapany jak nieboskie stworzenie, a przecież na tym etapie wojny to jeszcze nie grat.
A tutaj sekwencja ujęć z japońskiej kroniki wojennej. Rok nie wiem który, ale samolot startuje z pokładu lotniskowca - można zaryzykować stwierdzenie, że może jeszcze sprzed Midway. Też obdrapany niemiłosiernie. Co więcej zwróćcie uwagę na składane skrzydła, pomalowane jakby innym odcieniem farby niż reszta (a może były skanibalizowane z innego samolotu?).
I wreszcie znany KEB-306 z Okinawy z radarem. No ten to już sporo pewnie przeszedł.
Samoloty z różnych okresów wojny, używane, intensywnie używane i w stanie krańcowego zużycia... Na wszystkich odpada farba, ale hinomaru jest względnie w dobrym stanie. Wyjaśnień tego zjawiska mogę przytoczyć dwa. Jedno już napisałem, że obsługa naziemna starała się utrzymać znaki narodowe w dobrej kondycji. Drugie, ważniejsze - wynika ze specyfiki funkcjonowania fabryk samolotów, przepisów wojskowych i warunków eksploatacji. Przed wybuchem wojny jak i już w trakcie samoloty takie jak Kate nie miały fabrycznie nanoszonego kamuflażu (przynajmniej nie wszystkie). Fabrycznie malowano jedynie znaki narodowe. Gdzieś dopiero w 1942 roku obowiązkowo wprowadzono kamuflaż, z uwagi na konieczność maskowania samolotów na lotniskach polowych (przed formalnym rozkazem i tak były malowane na własną rękę w niektórych jednostkach). Malowano samoloty "w krzakach" jak kto mógł i czym mógł, ale generalnie bez farby podkładowej... Możliwe, że w fabrykach znaki hinomaru miały podkład pod sobą, może w jednostkach korygowano ubytki znaków, ale na pewno nie nanoszono farby podkładowej na lotnisku polowym, żeby nanieść zielony kamuflaż. Dlatego tak obłaziły niektóre samoloty, jakość farby nie miała tu tak istotnego znaczenia. Żółte pasy na krawędzi natarcia wprowadzono w 1943 roku, zatem malowano je już na zielonym kamuflażu.
I na koniec wywodu zdjęcie OKI-303 z Okinawy. Samolot ten ma dodatkowo jeszcze ukośny pas tak jak KEB-306. Zazwyczaj jest on odtwarzany na czerwono. Ja z niego zrezygnowałem ponieważ założyłem, że mógł on być nanoszony tylko na samolotach z radarem. Mój fikcyjny OKI-302 go nie ma zatem... Oczywiście pewnie nie mam racji, a może? W każdym razie nie upieram się, że tak było. Po prostu odtworzyłem schemat malowania w oparciu o garść informacji zmieniając przy okazji parę detali.
I na koniec kwestia obdrapań. Żadnej specjalnej techniki w tym nie ma, maska z soli kuchennej. Działa to tak, że na model nanoszę mgiełkę ciepławej wody z aerografu i zaraz po tym solę, porządnie. Używam do tego aero, bo daje drobne kropelki, które nie robią kałuż - ich trzeba unikać. Dlatego trzeba tego pilnować ponieważ sól zamiast się przykleić do wilgotnej powierzchni będzie się rozpuszczać w dużej kropli wody i powstanie roztwór, który w rezultacie zamiast maskować zmiesza się z farbą i zmieni drastycznie jakość powłoki (kolor, strukturę itd.). Po wyschnięciu nadmiar soli usuwam i maluję natryskowo. Potem trzeba tylko to usunąć - co czasem bywa trudne, bo pod farbą ta sól potrafi się dość mocno trzymać. Koniec filozofiji...
To na razie!
-
- Posty: 143
- Rejestracja: pt kwie 09 2010, 17:44
- Lokalizacja: Biłgoraj
- x 8
Model wygląda obłędnie.
Chciałbym zapytać Cię o technikę malowania podkładem "Motip"
Mają one regulowaną dyszę dającą różne szerokości krycia. Pomimo ustawienia dyszy na najwęższą szerokość natrysku nadal ilość wylatującego podkładu jest dość duża. Chciałbym nałożyć cieniutką warstwę podkładu aby uniknąć ewentualnych zacieków. Malujesz krótkimi seriami? Jaką zachowujesz odległość dyszy od modelu?
Chciałbym zapytać Cię o technikę malowania podkładem "Motip"
Mają one regulowaną dyszę dającą różne szerokości krycia. Pomimo ustawienia dyszy na najwęższą szerokość natrysku nadal ilość wylatującego podkładu jest dość duża. Chciałbym nałożyć cieniutką warstwę podkładu aby uniknąć ewentualnych zacieków. Malujesz krótkimi seriami? Jaką zachowujesz odległość dyszy od modelu?
Pozdrawiam
Darek
Darek
Cześć.
Doody, ja malowałem Motipem z puchy w której nie ma takiej regulacji. Z własnego doświadczenia wiem, że ten podkład jest dość "mokry" i trzeba nakładać go ostrożnie. Z drugiej strony małe zacieki dobrze wysychają i dają się przeszlifować. Maluję w kilku seriach z odległości około 20-25 cm. Ten Motip był typową prowizorką na już - ale jakoś poszło. Sprawdzałem jeszcze przydatność farby podkładowej białej, też w sprayu - Army Painter. Pożyczyłem od Kolegi puchę na testowe trzy psiknięcia. Generalnie godny polecenia, lepiej kryje i szybciej, nie robi zacieków, ale po wyschnięciu wymaga przeszlifowania bo zostawia nierówną powierzchnię. Jednak mając na półce Motip dałem sobie z nim spokój.
Iras, jak najbardziej, wybieram się do Przeciszowa . Ale Kaśki nie zabieram. Może za rok jak niczego nie spierniczę...?
Doody, ja malowałem Motipem z puchy w której nie ma takiej regulacji. Z własnego doświadczenia wiem, że ten podkład jest dość "mokry" i trzeba nakładać go ostrożnie. Z drugiej strony małe zacieki dobrze wysychają i dają się przeszlifować. Maluję w kilku seriach z odległości około 20-25 cm. Ten Motip był typową prowizorką na już - ale jakoś poszło. Sprawdzałem jeszcze przydatność farby podkładowej białej, też w sprayu - Army Painter. Pożyczyłem od Kolegi puchę na testowe trzy psiknięcia. Generalnie godny polecenia, lepiej kryje i szybciej, nie robi zacieków, ale po wyschnięciu wymaga przeszlifowania bo zostawia nierówną powierzchnię. Jednak mając na półce Motip dałem sobie z nim spokój.
Iras, jak najbardziej, wybieram się do Przeciszowa . Ale Kaśki nie zabieram. Może za rok jak niczego nie spierniczę...?