"Blaszki" niefototrawione
Moderatorzy: kartonwork, Tempest, Edmund_Nita
-
- Posty: 19
- Rejestracja: czw lip 19 2007, 10:15
- Lokalizacja: Olsztyn
Namówiony przez Andrzeja przeczytałem cały wątek, i chciałbym w tym miejscu wtrącić trzy grosze.
Otóż w pewnym sensie modelarstwo stało się w wielkiej części moim sposobem na życie. Udało mi się przed niemal dwoma laty znaleźć sponsora i uruchomić modelarnię ! Marzeniem moim jest, by była to "wylęgarnia mistrzów". Czas pokaże czy się ziści. Głównym tematem naszej działalności są redukcyjne modele pływające. Odbiega to nieco od tematu głównego, ale jest w Waszych wypowiedziach wiele rzeczy dla nas wspólnych.
Otóż modele nasze mogą startować w klasach różnych. Te oceniane tylko za pływanie pominę zajmując się modelami "pod ocenę".
Otóż w naszych przepisach startowych istnieje wyraźny podział na modele budowane od podstaw, z zestawów i zestawów produkowanych w formach wtryskowych. W każdej z tych kategorii w arkuszu oceny modelu nakład pracy ma największe znaczenie. Jeśli model budowany jest z zestawu, a jego wykonawca wykaże które elementy zostały przez niego zrobione od nowa, a jeszcze uzupełni model wg dostępnej dla niego dokumentacji, czyli pójdzie jeszcze dalej, premiowany jest dodatkowymi punktami "in plus". Jednocześnie w certyfikacie modelu MUSZĄ być wymienione elementy, których budujący nie wykonał własnoręcznie, i te nie podlegają ocenie punktowej.
Po tym wywodzie przechodzę do meritum.
Budowa modeli od podstaw wymaga nie tyle talentu, co wiedzy, opanowania warsztatu, poszukiwań i przede wszytskim CHCENIA, najwięcej CZASU. W naszym przypadku również wiedzy z zakresu budownictwa okrętowego i jego historii, oraz wielu wcale nie pokrewnych dziedzin.
Również od oceniających modele jest to oczekiwane, no bo jak inaczej można je ocenić ?
Trudność dla obu stron.
Natomiast ocena wg zasady "libi ne libi" takich wymagań od oceniających i ocenianych nie stawia. W tym miejscu mocno pragne podkreślić, że nie jestem ortodoksyjnym wyznawcą budowania tylko od podstaw; to jest wyłącznie moje podejście do modelarstwa. Bo ono samo w sobie ma przynosić satysfakcję i osobisty rozwój.
Przykład pierwszy z brzegu - niedowiarkowie i innej maści postponujący tego typu modelarstwo powinni zobaczyć na zajęciach nastolatka, który element po elemencie buduje model, woduje go i jeszcze potem startuje. Dla takich momentów warto żyć !
Każdy z uczestników zajęć, na jednych z pierwszych zajęć w modelarni otrzymuje do przeczytania jako lekturę obowiązkową art. Andrzeja o budowie Junkersa. Wyobrażacie sobie to zapewne sami - szok, niedowierzanie, czasami rozpacz. Po kilkunastu zbudowanych elementach wracam z nimi do tegoż artykułu. Podejście zupełnie inne (czasami muszę "zaciągnąć" ręczny hamulec, bo się zagalopowują).
Co do gotowców fabrycznych - z tym problemów nie mamy, bo do naszych modeli takich sie nie znajdzie. Natomiast stosowanie ich bądź nie zostawiam budującemu.
Natomiast dla mnie dużo więcej satysfakcji sprawia zrobienie czegoś z niczego, od podstaw, po poszukiwaniu dokumentacji wszelakiej i czasami wielokrotnych próbach, bo "coś" mi nie zagrało.
Stawianie wyżej innego sposobu na modelarstwo (bo takie akurat się uprawia) jest jednak wg mnie niesmaczne i nie na miejscu, a w złym świetle stawia wydającego takie opinie.
Pozdrawiam
Andrzej Bryska
Otóż w pewnym sensie modelarstwo stało się w wielkiej części moim sposobem na życie. Udało mi się przed niemal dwoma laty znaleźć sponsora i uruchomić modelarnię ! Marzeniem moim jest, by była to "wylęgarnia mistrzów". Czas pokaże czy się ziści. Głównym tematem naszej działalności są redukcyjne modele pływające. Odbiega to nieco od tematu głównego, ale jest w Waszych wypowiedziach wiele rzeczy dla nas wspólnych.
Otóż modele nasze mogą startować w klasach różnych. Te oceniane tylko za pływanie pominę zajmując się modelami "pod ocenę".
Otóż w naszych przepisach startowych istnieje wyraźny podział na modele budowane od podstaw, z zestawów i zestawów produkowanych w formach wtryskowych. W każdej z tych kategorii w arkuszu oceny modelu nakład pracy ma największe znaczenie. Jeśli model budowany jest z zestawu, a jego wykonawca wykaże które elementy zostały przez niego zrobione od nowa, a jeszcze uzupełni model wg dostępnej dla niego dokumentacji, czyli pójdzie jeszcze dalej, premiowany jest dodatkowymi punktami "in plus". Jednocześnie w certyfikacie modelu MUSZĄ być wymienione elementy, których budujący nie wykonał własnoręcznie, i te nie podlegają ocenie punktowej.
Po tym wywodzie przechodzę do meritum.
Budowa modeli od podstaw wymaga nie tyle talentu, co wiedzy, opanowania warsztatu, poszukiwań i przede wszytskim CHCENIA, najwięcej CZASU. W naszym przypadku również wiedzy z zakresu budownictwa okrętowego i jego historii, oraz wielu wcale nie pokrewnych dziedzin.
Również od oceniających modele jest to oczekiwane, no bo jak inaczej można je ocenić ?
Trudność dla obu stron.
Natomiast ocena wg zasady "libi ne libi" takich wymagań od oceniających i ocenianych nie stawia. W tym miejscu mocno pragne podkreślić, że nie jestem ortodoksyjnym wyznawcą budowania tylko od podstaw; to jest wyłącznie moje podejście do modelarstwa. Bo ono samo w sobie ma przynosić satysfakcję i osobisty rozwój.
Przykład pierwszy z brzegu - niedowiarkowie i innej maści postponujący tego typu modelarstwo powinni zobaczyć na zajęciach nastolatka, który element po elemencie buduje model, woduje go i jeszcze potem startuje. Dla takich momentów warto żyć !
Każdy z uczestników zajęć, na jednych z pierwszych zajęć w modelarni otrzymuje do przeczytania jako lekturę obowiązkową art. Andrzeja o budowie Junkersa. Wyobrażacie sobie to zapewne sami - szok, niedowierzanie, czasami rozpacz. Po kilkunastu zbudowanych elementach wracam z nimi do tegoż artykułu. Podejście zupełnie inne (czasami muszę "zaciągnąć" ręczny hamulec, bo się zagalopowują).
Co do gotowców fabrycznych - z tym problemów nie mamy, bo do naszych modeli takich sie nie znajdzie. Natomiast stosowanie ich bądź nie zostawiam budującemu.
Natomiast dla mnie dużo więcej satysfakcji sprawia zrobienie czegoś z niczego, od podstaw, po poszukiwaniu dokumentacji wszelakiej i czasami wielokrotnych próbach, bo "coś" mi nie zagrało.
Stawianie wyżej innego sposobu na modelarstwo (bo takie akurat się uprawia) jest jednak wg mnie niesmaczne i nie na miejscu, a w złym świetle stawia wydającego takie opinie.
Pozdrawiam
Andrzej Bryska
Re: Blaszki niefotrawione
To mi się podoba i rzeczywiście to mądrzy ludzie.Andrzej Ziober pisze:lecz pokazywać zalety i jednej i drugiej koncepcji modelarstwa”. Mądrzy ludzie dlatego wymyślili formułę festiwalu modelarskiego, bo ta pozwala na koegzystencję, a nawet wspieranie się wzajemne obu tych koncepcji
A to mnie akurat strasznie wkurza.Andrzej Ziober pisze:Ale ta statystyczna mniejszość jest tak krzykliwa i przy okazji zaciekła w zwalczaniu wszystkiego, co nie mieści się w jej wyobrażeniu na temat modelarstwa
Przymykam na to oko bo nie ma co ukrywać - głównym motorem takiego działania jest brak czasu we współczesnym, szybko pędzącym świecie. A takie różne gotowce są nadzieją, że modelarstwo (może w półmodelarstwo w naszym rozumieniu ) nie zanika.
A Ty Andrzeju się nie przejmuj - i tak nawet z najlepszymi żywicami i blaszkami nikt Cię nie dogoni
Andrzeju, widze, ze pochodzisz z Olsztyna! Czy pozwolisz, ze zapytam, gdzie dokladnie znajduje sie Twoja modelarnia? Dobrze znam Olsztyn i stosunkowo czesto tam bywam, stad moje pytanie.Bryska Andrzej pisze:Udało mi się przed niemal dwoma laty znaleźć sponsora i uruchomić modelarnię ! Marzeniem moim jest, by była to "wylęgarnia mistrzów". Czas pokaże czy się ziści. Głównym tematem naszej działalności są redukcyjne modele pływające. Odbiega to nieco od tematu głównego, ale jest w Waszych wypowiedziach wiele rzeczy dla nas wspólnych.
Zdaje sie, ze jestesmy rowiesnikami (prawie), zatem zastanawiam sie, czy przypadkiem nasze drogi juz sie kiedys nie skrzyzowaly...
Teraz przepraszam za OT.
Jarek M
___________________________________________
NIE OTWIERAM MINIATUREK!
___________________________________________
NIE OTWIERAM MINIATUREK!
-
- Posty: 19
- Rejestracja: czw lip 19 2007, 10:15
- Lokalizacja: Olsztyn
Dokladnie! Tak sobie wlasnie myslalem, ale do konca nie bylem pewien. Faktycznie, dawno temu. Mysle, ze okolo 35 lat, jesli nie wiecej...Bryska Andrzej pisze:Witaj Jarku.
Jarek Meissner tłumaczy wszystko. Spotkalismy się w modelarni w Klubie Garnizonowym u p. T. Wolbeka dawno temu.
Modelarnia:
Jagiellońska 26.
Pozdrawiam
Za chwilke wysle Tobie PW, zeby nie zasmiecac interesujacego watku.
Jarek M
___________________________________________
NIE OTWIERAM MINIATUREK!
___________________________________________
NIE OTWIERAM MINIATUREK!
Ja robiłem pasy w ten sposób dwa razy i za każdym razem do 1:72. Oczywiście nie wyszło tak jak te zaprezentowane przez p.Andrzeja, ale nie było tak źle.QN pisze:Patrzę na te foteliki i myślę: pasy, klamry, sprzączki - OK - też robię. Za chwilę jednak przychodzi refleksja. Ja to robię w 1:33 a nie 1:72.
I tu chyba Smoku jest różnica ;) Wcale nie taka drobna.
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
Blaszki niefototrawione
No to jeszcze jeden miniaturowy obrazek. W żółtym kwadraciku coś na kształt wielkości rzeczywistej w co być może nie każdy będzie skłonny uwierzyć
Na czym polegała przyjemność zrobienia tego fragmentu modelu? Ano na tym, że wydawało mi się, że to chyba nie będzie możliwe. A jednak okazało się wykonalne. I choć gołym okiem widać tylko jakieś plamki, to ja mam frajdę, że jak wezmę lupę, to widzę tablice przyrządów w nawigatorce.
Na czym polegała przyjemność zrobienia tego fragmentu modelu? Ano na tym, że wydawało mi się, że to chyba nie będzie możliwe. A jednak okazało się wykonalne. I choć gołym okiem widać tylko jakieś plamki, to ja mam frajdę, że jak wezmę lupę, to widzę tablice przyrządów w nawigatorce.
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.
Oszołomiony oglądaniem Andrzejowych cudeniek, nie moge spokojnie przejśc do wizyty u dentysty w sprawie nowej szczęki, bo ta mi opadła z zupełnie innego powodu. TU sie spokojnie i kulturnie daje miejsce każdemu kto chce w swoim wymiarze uprawiać modelarstwo, zaś na innym forum czytam z przerażeniem starą spiewkę dajcie a ja zrobie. Młody zapewne człeczek dośc obcesowo bez żenady napisał: "to mi przyślij na skrzynke itp". I co gorsze nie spotkało się to z żadnym sprzeciwem. Szanuję cudzą pracę, wiedzę, sam chętnie pomogę czy wręcz nauczę kogoś czegoś. Ale to ja zdecyduję w jakim zakresie i przepraszam za zwrot "za ile". Nie chodzi tu o pieniądze, chociaż w wielu wypadkach nie są bez znaczenia. Wielu z pośród Was latami dochodziło do jakiegoś poziomu wiedzy, zarówno teoretycznej jak i praktycznej. latami gromadziło sie róznymi sposobami dokumentację, zdjęcia, opisy itp itd. I raptem - daj. Nieskładnie tak oddać komuś dorobek i wiedzę. Szczególnie komuś kogo sie nie zna. Tojest jedna strona medalu. Druga - to czy ten człowiek nie uważa że zostało zebranie planów, zdjęc i podobnych rzeczy okupione jakimiś kosztami - nie tylko finansowymi?
takie postawy spotyka się co i rusz. I w pracowni która jeszcze nawiedzam też takie orły się trafiają. wszystko z pozycji daj. Czy to taki znak czasu? Czy naprawdę nie uznaje sie żadnych wartości? Pojawiłem się jako bosman alem przemyślał sprawę. Pozdrawiam
Wietrzny Bosman
PS. Jeśli tematyka ogólnomodelarska "zaciemnia" wątek prosze Szanownego Admina o przekerowanie gdzie nalezy lub utworzenie ątku nowego
takie postawy spotyka się co i rusz. I w pracowni która jeszcze nawiedzam też takie orły się trafiają. wszystko z pozycji daj. Czy to taki znak czasu? Czy naprawdę nie uznaje sie żadnych wartości? Pojawiłem się jako bosman alem przemyślał sprawę. Pozdrawiam
Wietrzny Bosman
PS. Jeśli tematyka ogólnomodelarska "zaciemnia" wątek prosze Szanownego Admina o przekerowanie gdzie nalezy lub utworzenie ątku nowego
-
- Posty: 483
- Rejestracja: sob lut 11 2006, 16:30
- x 58
Blaszki niefotrawione
Teraz pewna ogólna konkluzja (ale generalnie „w temacie blaszki &....”). Otóż w gronie polskich modelarzy startujących w konkursach (to podkreślenie jest ważne, bo dotyczy jedynie bardzo konkretnego grona modelarzy, czyli tych, dla których rywalizacja konkursowa jest silnie motywującym czynnikiem) często spotykam się z pytaniem: po co męczysz się z robieniem elementów od podstaw skoro można sięgnąć po doskonały zestaw i osiągnąć porównywalny efekt. Faktycznie tak można, ale mnie w modelarstwie chodzi o zupełnie coś innego! Od momentu, gdy odkryłem, iż dostarcza mi ono tyle frajdy, że może być moim ważnym celem życiowym, szukałem takiej formy uprawiania modelarstwa, żeby ten „cel życiowy” nie wyglądał jakoś infantylnie.
Samo rywalizowanie w konkursach może być zajęciem emocjonującym, ale to jednak trochę mało. Dlatego od wielu lat w modelarstwie starałem się przede wszystkim SZUKAĆ WYZWAŃ. Do jakiegoś czasu te „wyzwania” faktycznie sprowadzały się do rywalizacji z ludźmi (zrobić lepiej, niż inni). Po latach okazało się jednak, że to ślepa uliczka. Że tych wyzwań nie należy traktować jako walkę z rywalami, lecz jako walkę z samym sobą. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych słowa „walka” i „wyzwania” w połączeniu z modelarskim hobby mogą zabrzmieć, jak dorabianie wielkiej filozofii do zwyczajnego życia. I właśnie o to chodziło mi w mojej prywatnej koncepcji modelarstwa. Żeby to co robię, nie było czymś zwyczajnym. Żeby miało naprawdę trochę głębszy sens, niż tylko zabawa w sklejenie następnego modelu. Żeby doprowadzić do tego, by to faktycznie była prawdziwa walka. Walka z trudnościami wynikającymi z poziomu miniaturyzacji obiektów, walka z trudnościami w uzyskaniu realistycznego efektu, i wreszcie walka z własną naturalną niechęcią do wszelakiego wysiłku.
Dzisiaj, w dobie nowoczesnych technologii podnoszących poziom precyzji do niewyobrażalnych wręcz rezultatów, jest to również walka z komercją nowoczesnych technologii. Ja znajduję w niej ogromną satysfakcję. Budowanie jednego modelu przez kilka lat, po to tylko żeby SAMODZIELNIE OSIĄGNĄĆ to, co może zrobić za mnie nowoczesna maszyna sterowana komputerem stało się dla mnie niezwykle ważnym aspektem mojej koncepcji modelarskiej. Podkreślam - dla mnie! Czyli nie znaczy to, że uważam, iż każdy tak powinien myśleć i robić. Dla mnie jest to ciekawy sposób na stworzenie z modelarskiego hobby czegoś BARDZO INDYWIDUALNEGO. Wtedy przestaje być ważne, że praca przy modelu przedłuża się do bariery utraty cierpliwości. Zaczyna być ważne szukanie granic własnych możliwości manualnych, a także psychologicznych i... gdy się do nich dotrze, podejmowanie kolejnej próby pokonywania następnych granic. Wtedy „zabawa” w modelarstwo zaczyna być niezwykle fascynującym zajęciem. Gdy dochodzi do jakieś trudnego etapu montażu detali, które wymagały setek godzin prac, człowiek uświadamia sobie, że podlega niesamowitym emocjom. Emocjom wynikającym z faktu, że jednym nieprecyzyjnym ruchem można zniweczyć te setki godzin prac (bo błędu nie można naprawić „pójściem do sklepu” po duplikat zepsutej części modelu). Dla mnie dopiero w tym momencie zaczyna się moje prywatne „prawdziwe” modelarstwo. Modelarstwo, w którym jest miejsce na naprawdę „ekstremalne doznania”.
Ktoś tu o owadach coś wspominał
Samo rywalizowanie w konkursach może być zajęciem emocjonującym, ale to jednak trochę mało. Dlatego od wielu lat w modelarstwie starałem się przede wszystkim SZUKAĆ WYZWAŃ. Do jakiegoś czasu te „wyzwania” faktycznie sprowadzały się do rywalizacji z ludźmi (zrobić lepiej, niż inni). Po latach okazało się jednak, że to ślepa uliczka. Że tych wyzwań nie należy traktować jako walkę z rywalami, lecz jako walkę z samym sobą. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych słowa „walka” i „wyzwania” w połączeniu z modelarskim hobby mogą zabrzmieć, jak dorabianie wielkiej filozofii do zwyczajnego życia. I właśnie o to chodziło mi w mojej prywatnej koncepcji modelarstwa. Żeby to co robię, nie było czymś zwyczajnym. Żeby miało naprawdę trochę głębszy sens, niż tylko zabawa w sklejenie następnego modelu. Żeby doprowadzić do tego, by to faktycznie była prawdziwa walka. Walka z trudnościami wynikającymi z poziomu miniaturyzacji obiektów, walka z trudnościami w uzyskaniu realistycznego efektu, i wreszcie walka z własną naturalną niechęcią do wszelakiego wysiłku.
Dzisiaj, w dobie nowoczesnych technologii podnoszących poziom precyzji do niewyobrażalnych wręcz rezultatów, jest to również walka z komercją nowoczesnych technologii. Ja znajduję w niej ogromną satysfakcję. Budowanie jednego modelu przez kilka lat, po to tylko żeby SAMODZIELNIE OSIĄGNĄĆ to, co może zrobić za mnie nowoczesna maszyna sterowana komputerem stało się dla mnie niezwykle ważnym aspektem mojej koncepcji modelarskiej. Podkreślam - dla mnie! Czyli nie znaczy to, że uważam, iż każdy tak powinien myśleć i robić. Dla mnie jest to ciekawy sposób na stworzenie z modelarskiego hobby czegoś BARDZO INDYWIDUALNEGO. Wtedy przestaje być ważne, że praca przy modelu przedłuża się do bariery utraty cierpliwości. Zaczyna być ważne szukanie granic własnych możliwości manualnych, a także psychologicznych i... gdy się do nich dotrze, podejmowanie kolejnej próby pokonywania następnych granic. Wtedy „zabawa” w modelarstwo zaczyna być niezwykle fascynującym zajęciem. Gdy dochodzi do jakieś trudnego etapu montażu detali, które wymagały setek godzin prac, człowiek uświadamia sobie, że podlega niesamowitym emocjom. Emocjom wynikającym z faktu, że jednym nieprecyzyjnym ruchem można zniweczyć te setki godzin prac (bo błędu nie można naprawić „pójściem do sklepu” po duplikat zepsutej części modelu). Dla mnie dopiero w tym momencie zaczyna się moje prywatne „prawdziwe” modelarstwo. Modelarstwo, w którym jest miejsce na naprawdę „ekstremalne doznania”.
Ktoś tu o owadach coś wspominał
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.