Witam wszystkich.
Czemu Burza po raz piąty? Pierwszy raz zmierzyłem się z nią w 1984 (miałem wtedy 11 lat) i co tu dużo mówić, poległem. To był mój drugi kartonowy model w ogóle, po Tobruku, którego usiłowałem poskładać do kupy przy pomocy kleju biurowego. Pięć lat później dostałem od kuzyna jeszcze starsze wydanie, bo chyba z lat 70 i tu już użyłem Butaprenu, ale... Przeraziła mnie część podwodna kadłuba, więc zbudowałem tylko nawodną, a całą resztę drastycznie uprościłem. Efekt mi się nie podobał, więc zrobiłem scenę batalistyczną z wykorzystaniem saletry z cukrem. Niestety nie zachowała się żadna dokumentacja.
Trzecim razem wystrugałem kadłub z drewna bukowego (wręgi, poszycie? Brrr...), ale po jego pomalowaniu stwierdziłem, że wygląda, jakby był z plastiku i zupełnie nie będzie do niego pasować cała reszta z kartonu. Za czwartym razem wymyśliłem, że zrobię wręgi i poszycie z polistyrenu, co było jeszcze głupszym pomysłem.
No i teraz wreszcie postanowiłem, że spróbuję normalnie, ale chciałbym żeby to jakoś wyglądało, więc postaram się to zrobić jak najstaranniej.
Dlaczego aż trzy numery? No bo tak: Ten w środku (najstarszy) jest kompletny i właśnie jego chciałbym zbudować (głównie przez sentyment) jako pierwszy, ale ponieważ jest to wycinanka zabytkowa, więc nie mogę jej tak po prostu pociąć. Zresztą papier jest kruchy itd... Sami wiecie. Ten po lewej, z 1996 r już by się nadawał, ale brakuje mu trochę części (to właśnie do niego robiłem drewniany kadłub), a ten najnowszy, z prawej, to zupełnie inny model, który przedstawia stan okrętu muzeum.
Zbuduję więc dwa modele. Jeden "stary", z brązowymi pokładami, a drugi muzealny. Sęk w tym, że ten muzealny też jest niekompletny, bo częściowo go zużyłem na ten, co to miał być z polistyrenu. Ponieważ ten szary kolor właściwie nie jest szary (przypomina bardziej kolor fartucha chirurgicznego), a stary model też jest nie za bardzo, więc zrobię tak:
Z nowego opracowania wykorzystam szkielet, bo jest dokładniejszy i pokład, który zeskanowałem i przerysowałem w AI, a następnie wydrukowałem na papierze szarym i brązowym (barwionym na wskroś) o gramaturze 135.
Ten pokład jaśniejszy, to oryginał z najnowszego opracowania, ale raz, że kolor jakiś dziwny, dwa, że farba złazi, a trzy, to łańcuchy kotwiczne, które są wydrukowane, a w starym modelu nie były.
Chcąc zachować przynajmniej pozory użycia starej wycinanki w największym stopniu, w jakim to możliwe, brązowy pokład przerysowałem z wydania z roku 1984. Ponieważ jednak tylna część jest za długa (dłuższa od szkieletu i widziałem w innych relacjach, że później burty okazują się "za krótkie"), więc pożyczyłem ją sobie z nowego pokładu.
Teraz należałoby skleić szkielet. Ten nowy jest przerysowany komputerowo i rzeczywiście wszystko pasuje niemal idealnie.
Wydrukowany pokład przykleiłem na tekturę 1mm i do szkieletu. Sam szkielet też jest z szarej tektury, a wypełnienia (0, 1, 2 itd...) z passe partout, którego mam od groma, a jest bardzo sztywne i proste, tylko trochę grubsze niż 1mm.
Bóg raczy wiedzieć, ile czasu spędziłem, oglądając inne relacje, na wszystkich możliwych forach, dotyczące robienia kadłuba. Aż mi się krowie żebra śniły po nocach. No i wymyśliłem, że tam gdzie jest prosto (0, 1, 2, itd...) wkleję usztywnienia z tektury. Tam jednak, gdzie jest krzywo i to w obydwu płaszczyznach, jak segment a, czy b, wstawię balsę. W innym modelu, gdzie dokładność szkieletu woła o pomstę do nieba, albo w żaglowcu Mayflower, który też zacząłem, docinam klocki z pianki, wklejam, a później smaruję szpachlówką "samochodową". Tu jednak stosowanie pianki byłoby lekką przesadą. Na podposzycie z tektury piwnej, to trochę za małe. A balsa pięknie się obrabia i jest to w ogóle bardzo czysta robota. Poza tym, wydawało mi się (nie wiem, czy słusznie), że właśnie w takim segmencie a, krzywym w dwóch płaszczyznach, przecież nie wstawię podposzycia tekturowego, bo go nie da rady wygiąć w ten sposób.
Jest tylko jedno ale... Nie miałem klocków balsowych, tylko deseczki o grubości 6mm, więc musiałem toto skleić z kilku warstw. I później, przy szlifowaniu, te spoiny z kleju zaczynają wystawać, bo klej jest oczywiście twardszy i od balsy i od tektury. Na przyszłość postaram się o klocki, żeby to była jednorodna powierzchnia. Bo nie chcę tego szpachlować. W ogóle, chciałem żeby te modele były jak najbardziej zbliżone do standardu, a użycie balsy jest i tak daleko posuniętą modyfikacją. No ale... Klejenie kadłuba okrętu w 100% standardzie, to jest coś, czego wciąż się boję. Może spróbuję kiedyś na innym modelu, ale Burza ma wyglądać dobrze. Bo uważam, że każdy powinien skleić swoją Burzę i ją mieć.
Na razie tyle. Tak w ogóle, to chciałbym pokończyć wszystkie te modele, które kiedyś zacząłem, albo kiedyś budowałem, przez czysty sentyment. Z tego samego powodu nie chcę używać żadnych laserowych szkieletów, fototrawionych blaszek itd. Nie to, żebym potępiał ich używanie, ale pomyślałem sobie, że modelarstwo kartonowe ewoluowało tak bardzo pod względem samej techniki klejenia, że można sobie dziś pozwolić na prawie zupełny standard i mieć pięknie wyglądający model. Oczywiście wypełnienia z balsy, czy drukowanie zeskanowanych i przerysowanych elementów to jest coś, co wykracza poza standard i ktoś by powiedział, że w latach 80 nie mógłbym sobie ot tak, tego zrobić. Zdaję sobie z tego sprawę i uważam, że stuprocentowy powrót do korzeni jest jednak niemożliwy. A możliwych mariaży tradycji i nowoczesności jest tak wiele, że każdy może sobie wybrać jemu najbliższy. Innymi słowy wybrać cukier z dowolną zawartością cukru.
Podoba mi się np to, co robi kol. Daniel z Błyskawicą z MM, ale tu też okazało się, że tak całkiem z oryginału to się nie da. A drukowane w 3D relingi? Lufy? No cóż. Jeśli efekt jest lepszy, a Danielowi to odpowiada, to git. Zawartość kartonu w kartonie w każdym razie, jest tu i tak wysoka. A w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby się świetnie bawić. No i wrócić trochę do "cudownych lat" z przeszłości.
[R] ORP Burza 1:200, Mały Modelarz, po raz piąty
Moderatorzy: laszlik, kartonwork, Tomasz D.
Re: [R] ORP Burza 1:200, Mały Modelarz, po raz piąty
Wybrałeś świetny temat do prowadzenia relacji !! Powstaje bowiem tu powoli reaktywacja małej floty z II wojny światowej. Plus za formę prowadzenia relacji, można coś podejrzeć. Widzę, że wodnica jest na dwóch elementach, ale nie łatwiej zrobić na dwóch sklejonych arkuszach tektury jako jedną część .. ? Można łatwiej uzyskać idealną oś symetrii. Wybór tektury też właściwy. Fajnie zapowiada się wiosna Polska flota na czele !
Ahoj,
Ahoj,
Moje galerie i relacje - https://kartonowe-hobby.pl/galeria-i-relacje/
Mój kanał na YouTube - https://www.youtube.com/@kartonowe-hobby
Mój kanał na YouTube - https://www.youtube.com/@kartonowe-hobby
Re: [R] ORP Burza 1:200, Mały Modelarz, po raz piąty
A dziękuję. Wodnica (to ta pozioma wręga dzieląca część nawodną kadłuba, od podwodnej, prawda?) jest istotnie z dwóch kawałków, ale miała zaznaczoną oś symetrii. Ułożyłem więc obydwa kawałki na prostej linii, na macie do cięcia i wtedy skleiłem, zostawiając pod obciążeniem. Ale dzięki za radę, każdą traktuję jako cenną pomoc.
No i jasne, że Polska Flota na czele!
No i jasne, że Polska Flota na czele!
Re: [R] ORP Burza 1:200, Mały Modelarz, po raz piąty
Dzień dobry
Nie zrobiłem za dużo od ostatniego razu (praca, brak czasu), ale coś tam popchnąłem. Dokończyłem wzmocnienia pod burty (tam gdzie prosto, z tektury (mounting board), a tam gdzie krzywo, z balsy. Przy czym starałem się nie sklejać z dwóch warstw, żeby uniknąć wystających spoin z wikolu. Później nakleiłem resztę pokładu i oszlifowałem boki, nasączając wcześniej krawędzie, jego i wodnicy, CA, żeby mi się nie zeszlifowały razem z podposzyciem za bardzo.
Przy okazji, tym razem użyłem BCG, a nie wikolu, do łączenia warstw balsy i wklejania ich do szkieletu. Tak jak z papierem, najpierw nasączyłem obie powierzchnie niewielką ilością kleju, wcierając je dobrze palcem (w balsę BCG wsiąka, jak w tekturę piwną), po wyschnięciu jeszcze raz jeden z elementów i docisk. Efekt jest rewelacyjny! Na zdjęciu poniżej, spoina zaznaczona ramkami 2 i 3, z wikolu, jest wielka, brzydka i twarda (choć elastyczna), więc się kiepsko szlifuje. Spoiny z BCG (ramka 4) prawie nie widać, a dwie warstwy balsy obrabia się, jakby to był jeden klocek. No ale właśnie po to się próbuje "czegoś innego", żeby się naumieć. W ramce nr 1 widać róg wypełniony "drzewnianą" szpachlówką, która również świetnie się zachowuje pod papierem ściernym. Jak dorobię część podwodną, to całość jeszcze potraktuję oną szpachlówką, żeby było cacy.
No i to by było na razie na tyle. Przy okazji... Dyskusja, która się zaczęła w relacji kolegi Daniela z budowy Błyskawicy, dała mi trochę do myślenia. Bo oczywiście rozpoczęcie Burzy też mi dało impuls do zbudowania czegoś więcej z naszej Floty. Wyciągnąłem wszystkie wycinanki, które mam, zacząłem przeglądać książki, monografie, szukać zdjęć w internecie, a nawet na forum okrętów wojennych FOW przebrnąłem przez dwa kilkudziesięciostronicowe wątki na temat Burzy i Błyskawicy, no i... Doszedłem do mniej więcej podobnego wniosku, co wcześniej. Owszem, chciałbym mieć "Burzę" z 1939 z trzema kominami, z przed pierwszej przeróbki, ale wszystkie wydane do tej pory wycinanki pokazują stan po wojnie. Niby jest model z "Questa" (tego okropnego Grzegorza Nowaka) i Wicher od p. Halińskiego, którego można by przerobić na Burzę... Ale czy to ma sens?
Wydaje mi się, że najbliższe moim osobistym odczuciom jest klejenie modeli kartonowych. Nie zbudowanie miniatury prawdziwego okrętu, czy samolotu, gdzie będzie widać każdy nit, ale klejenie modeli, które ktoś zaprojektował i wydał, a ja je kupiłem. I to możliwie, w sposób jak najbardziej zbliżony do standardu. Modelarstwo kartonowe, zwłaszcza LOK ze swoim Małym Modelarzem wychowało ze dwa - trzy pokolenia Polaków. Jak chodziłem do szkoły, to połowa chłopaków w klasie kleiła. To jest (przynajmniej dla mnie) kawał naszej historii i rajcuje mnie właśnie wracanie do niej, możliwie w nie zmienionej formie. Dlatego nie chcę używać np laserowego szkieletu, bo za moich czasów nie było lasera. Mało tego, nie było nawet nożyków Olfy! Ale aż takim ortodoksem to nie jestem. Rzecz w tym, by zachować we wszystkim umiar.
Dlatego też, choć nie zrobię nigdy "Spita" z tak zdetalizowaną kabiną, jak Rowin, podziwiam jego pracę i talent. Gdybym chciał tak samo, może kiedyś bym doszedł do podobnego poziomu. Kilka kolejnych lat zajęłoby mi zbudowanie modelu... A ja nie chcę! Wolę skleić dobrze, ale w standardzie, kilkanaście statków i samolotów, zanim kopnę w kalendarz i cieszyć oko modelami porozstawianymi po całej chałupie, gdzie się tylko da i żona pozwoli. A że kamuflaż nie taki, albo kształt stępki różni się od oryginału... No to co? Przecież takie drobiazgi nie popsują mi całej radochy, prawda?
I dlatego też "ściągnę" od Michała pomysł (mam nadzieję, że się nie obrazi) na zrobienie mosiężnych bulajów, który zastosował w swoim Ślązaku Nie będę wklejał mosiężnego drutu, a efekt będzie też dobry, co nie? No bo jeszcze dobrze nie zacząłem Burzy, a już następny okręt się niecierpliwi.
Do następnego...
Nie zrobiłem za dużo od ostatniego razu (praca, brak czasu), ale coś tam popchnąłem. Dokończyłem wzmocnienia pod burty (tam gdzie prosto, z tektury (mounting board), a tam gdzie krzywo, z balsy. Przy czym starałem się nie sklejać z dwóch warstw, żeby uniknąć wystających spoin z wikolu. Później nakleiłem resztę pokładu i oszlifowałem boki, nasączając wcześniej krawędzie, jego i wodnicy, CA, żeby mi się nie zeszlifowały razem z podposzyciem za bardzo.
Przy okazji, tym razem użyłem BCG, a nie wikolu, do łączenia warstw balsy i wklejania ich do szkieletu. Tak jak z papierem, najpierw nasączyłem obie powierzchnie niewielką ilością kleju, wcierając je dobrze palcem (w balsę BCG wsiąka, jak w tekturę piwną), po wyschnięciu jeszcze raz jeden z elementów i docisk. Efekt jest rewelacyjny! Na zdjęciu poniżej, spoina zaznaczona ramkami 2 i 3, z wikolu, jest wielka, brzydka i twarda (choć elastyczna), więc się kiepsko szlifuje. Spoiny z BCG (ramka 4) prawie nie widać, a dwie warstwy balsy obrabia się, jakby to był jeden klocek. No ale właśnie po to się próbuje "czegoś innego", żeby się naumieć. W ramce nr 1 widać róg wypełniony "drzewnianą" szpachlówką, która również świetnie się zachowuje pod papierem ściernym. Jak dorobię część podwodną, to całość jeszcze potraktuję oną szpachlówką, żeby było cacy.
No i to by było na razie na tyle. Przy okazji... Dyskusja, która się zaczęła w relacji kolegi Daniela z budowy Błyskawicy, dała mi trochę do myślenia. Bo oczywiście rozpoczęcie Burzy też mi dało impuls do zbudowania czegoś więcej z naszej Floty. Wyciągnąłem wszystkie wycinanki, które mam, zacząłem przeglądać książki, monografie, szukać zdjęć w internecie, a nawet na forum okrętów wojennych FOW przebrnąłem przez dwa kilkudziesięciostronicowe wątki na temat Burzy i Błyskawicy, no i... Doszedłem do mniej więcej podobnego wniosku, co wcześniej. Owszem, chciałbym mieć "Burzę" z 1939 z trzema kominami, z przed pierwszej przeróbki, ale wszystkie wydane do tej pory wycinanki pokazują stan po wojnie. Niby jest model z "Questa" (tego okropnego Grzegorza Nowaka) i Wicher od p. Halińskiego, którego można by przerobić na Burzę... Ale czy to ma sens?
Wydaje mi się, że najbliższe moim osobistym odczuciom jest klejenie modeli kartonowych. Nie zbudowanie miniatury prawdziwego okrętu, czy samolotu, gdzie będzie widać każdy nit, ale klejenie modeli, które ktoś zaprojektował i wydał, a ja je kupiłem. I to możliwie, w sposób jak najbardziej zbliżony do standardu. Modelarstwo kartonowe, zwłaszcza LOK ze swoim Małym Modelarzem wychowało ze dwa - trzy pokolenia Polaków. Jak chodziłem do szkoły, to połowa chłopaków w klasie kleiła. To jest (przynajmniej dla mnie) kawał naszej historii i rajcuje mnie właśnie wracanie do niej, możliwie w nie zmienionej formie. Dlatego nie chcę używać np laserowego szkieletu, bo za moich czasów nie było lasera. Mało tego, nie było nawet nożyków Olfy! Ale aż takim ortodoksem to nie jestem. Rzecz w tym, by zachować we wszystkim umiar.
Dlatego też, choć nie zrobię nigdy "Spita" z tak zdetalizowaną kabiną, jak Rowin, podziwiam jego pracę i talent. Gdybym chciał tak samo, może kiedyś bym doszedł do podobnego poziomu. Kilka kolejnych lat zajęłoby mi zbudowanie modelu... A ja nie chcę! Wolę skleić dobrze, ale w standardzie, kilkanaście statków i samolotów, zanim kopnę w kalendarz i cieszyć oko modelami porozstawianymi po całej chałupie, gdzie się tylko da i żona pozwoli. A że kamuflaż nie taki, albo kształt stępki różni się od oryginału... No to co? Przecież takie drobiazgi nie popsują mi całej radochy, prawda?
I dlatego też "ściągnę" od Michała pomysł (mam nadzieję, że się nie obrazi) na zrobienie mosiężnych bulajów, który zastosował w swoim Ślązaku Nie będę wklejał mosiężnego drutu, a efekt będzie też dobry, co nie? No bo jeszcze dobrze nie zacząłem Burzy, a już następny okręt się niecierpliwi.
Do następnego...