A swoją drogą, jestem ciekaw, czy - w świetle artykułu Andrzeja o sposobach wygrywania wszelkiego rodzaju konkursów, opublikowanym w nr 3 "Aeroplana" - jego śmigłowiec będzie tak trofiejno-zdobyczny , jak Lancaster...
Na razie jeszcze nie czas na myślenie o wygrywaniu konkursów. Na tym etapie bardziej zajmuje mnie „wygrywanie” z własnymi „niedoskonałościami” natury manualno-technologicznej. To mój najtrudniejszy, jak dotychczas, projekt modelarski. Wielokrotnie trudniejszy, niż Lancaster.
Model w 1:72 dzisiaj - żeby odróżniał się od typowych modeli konkursowych swym wykonaniem - musi skłaniać widza do oglądania w maksymalnym zbliżeniu (inaczej te drobne detale, których wykonanie zajmuje tak dużo czasu, „rozmywają się”). A wtedy zaczynają być widoczne różne uchybienia. Chodzi o to, żeby tych uchybień unikać, poprawiać błędy, etc... tak, żeby drobne części były dowodem „precyzji”, a nie przykładami, że tu coś się krzywo skleiło, tam coś się „wygło”, a gdzie indziej zaciekło klejem lub farbą. A to zajmuje dużo czasu. Sporo czasu zajmują również rozmaite drobne ślady eksploatacji, żeby w zbliżeniu były nadal „śladami eksploatacji”, a nie modnym badźganiem metodą brudzingu. Do tego dochodzi jeszcze wielkość pierwowzoru i związana z nim ogromna ilość rozmaitego „szpeju”, który jest w kadłubie. Samych przewodów są setki odcinków różnej grubości i różnych kolorów. Wszystko to trzeba osobno montować do już pomalowanych partii konstrukcji. To naprawdę gigantyczny śmigłowiec. Robi niesamowite wrażenie, gdy się na niego patrzy. I takie samo wrażenie ma w założeniu zrobić jego maleńki model. Nie wiem, czy mi się to uda, ale cały czas się staram.
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Gdy stajesz przed problemem, szukaj rozwiązania, a nie obejścia.