Tempest pisze: ↑wt cze 25 2024, 23:11
Nie wnikam w merytorykę tylko w estetykę i podoba mi się ten model.
A co do patafixu to zamiast niego polecam blu tack'a.
Przepraszam, mało precyzyjnie się wyraziłem.
Słowa "Pattafix" użyłem umownie. Tak naprawdę użyłem masy mocującej firmy Esquisse kupionej we francuskim hipermarkecie i dała radę. Testów długodystansowych nie przeprowadzałem jednakowoż.
Miło mi że model Ci się podoba. Dzięki.
-Dziadku, ruskie w kosmos poleciały!
-Wszystkie?
-Nie, dwóch tylko.
-To co mi d... zawracasz!? ZŁO SQUAD
Merliny znane były z 'popuszczania' oleju. W ogóle silniki myśliwców z tego okresu projektowane były z założeniem stratności oleju. Trochę przepalanego w cylindrach, trochę 'popuszczanego', a przede wszystkim traconego poprzez odmy i drenaże, co było koniecznością przy założeniu pełnej manewrowości samolotu i konieczności pracy silnika we wszystkich możliwych położeniach wobec kierunku i zwrotu grawitacji.
Takie zalanie olejem, jak tu w modelu jest trochę ryzykowne. Zdjęcia pokazujące tak obfite wycieki są rzadkością i można spekulować, że wiadomo które jest podstawą do takiej interpretacji. Jeżeli trafiłem, to jest ono na tyle słabe , że nie sposób odróżnić granic zaolejonego poszycia, cienia i niedoskonałości fotogramu. Rzeczywiste zabrudzenie może być wyraźnie mniejsze niż wydaje się na pierwszy rzut okaq na fotę.
Inny problem, to że taki zaciek budzi odruchowy sprzeciw widza, jako nieestetyczny i nierealistyczny. Widz nie akceptuje tego automatycznie jako naturalnego efektu, a zamiast tego szuka powodów by go odrzucić. Jeżeli trochę będzie znał konstrukcję zacznie śledzić miejsca skąd wydobywa się olej i porównywać to z rzeczywistym samolotem. W modelach Spitfire jest z tym powszechny problem. Np punkty podparcia lewarów do podnoszenia samolotu często są interpretowane przez modelarzy jako ujścia drenów. Samych drenów jest na spodzie kilka, ale tylko jeden olejowy i nierzadko bywa, że na modelu olej wydobywa się nie z niego.
W wypadku nietypowej prezentacji lepiej, żeby autor też miał to prześledzone, a jeszcze lepiej, żeby mógł podeprzeć się solidną dokumentacją.
Z drugiej strony stwierdzenie, że taki wygląd samolotu jest niemożliwy jest też niemożliwe, albo przynajmniej wymagałoby zaawansowanej kwerendy. Zatem gdy autorowi wystarcza sytuacja, że 'żaden sąd by go nie skazał' to może spać spokojnie.
Efekty takie jak na nasadzie skrzydła na ogół wymagają zastosowania gamy różnych zabiegów. Przecieranie jest bardzo dobrym pomysłem, bo świetnie imituje... przecieranie. Charakterystyczne krawędzie powstałych w ten sposób ubytków farby są chyba nie do uzyskania innym sposobem. Ale samo przecieranie rodzi też problemy bo nie sposób jest w ten sposób precyzyjnie kontrolować kształt uszkodzeń powłoki. To istotne, gdy chcemy odtworzyć je dokładnie wg tego cu było na rzeczywistym obiekcie. Niektóre kształty zbyt małe, by poradzić sobie w ten sposób. Dochodzi jeszcze to, że przetarciom towarzyszą obicia, zarysowania... .Te trzeba odtwarzać inaczej. Można próbować pewnie obijać i rysować, ja wolę je malować.
Przecierając niemal na pewno tu i ówdzie zniszczymy warstwy farby, które chcemy zachować. Na szczęście mnogość wydarzeń, które dzieją się w takim miejscu sprawia, że staranne poprawki pozostaną niezauważone.
Nie upieram się że ten zaciek jest zrobiony dobrze.
Zapewne poniosło mnie trochę.
Może kiedyś się nauczę robić to jak należy, ale w tym modelu tak już musi zostać.
-Dziadku, ruskie w kosmos poleciały!
-Wszystkie?
-Nie, dwóch tylko.
-To co mi d... zawracasz!? ZŁO SQUAD
No, dla mnie ryzykowne jest nanoszenie jakichkolwiek śladów eksploatacji. Zawsze mam świadomość że mogę to sp... a nie zawsze da się wcisnąć "backspace"....
Ale ... Życie jest uczeniem się. Bez końca.
-Dziadku, ruskie w kosmos poleciały!
-Wszystkie?
-Nie, dwóch tylko.
-To co mi d... zawracasz!? ZŁO SQUAD
Wiem, że to truizm, ale... próby na boku. Na modelu stosujemy techniki, których skutek znamy i umiemy kontrolować. Dla przykładu foty z moich prób przed wykonaniem dokładnie tego samego uszkodzenia na Spitfire. Uszkodzenie miało być odtworzone wg zdjęcia pierwowzoru. Próby niekoniecznie musiały zakończyć się uzyskaniem efektu 1:1. Wystarczyło, by zaznajomić się z zachowaniem powłok malarskich, kontrolą efektu i możliwością napraw ewentualnych pomyłek. Jest chyba oczywistością, że część takich prób kończy się odrzuceniem metody.
Oczywiście, masz rację że należy robić próby na boku.
Jednak idea ideą, a rzeczywistość rzeczywistością.
Kiedy kończy się model, parcie rośnie. Przy niedoborach czasu i świadomości że to już prawie koniec, chce się jak najszybciej do tego końca dobrnąć. Ten model wymęczył mnie srodze. Zaryzykowałem robiąc ten zaciek bez prób na boku i też robiłem go stopniowo. Na moje oko efekt finalny wyglądał akceptowalnie, ale jeżeli tak nie jest, to trudno. Następny może będzie lepszy.
-Dziadku, ruskie w kosmos poleciały!
-Wszystkie?
-Nie, dwóch tylko.
-To co mi d... zawracasz!? ZŁO SQUAD